27.10.2013

3. Jesteś moja.

Caitlin's POV

Czemu to ja zawsze muszę mieć w życiu pecha? Czemu nie mogę żyć spokojnie? Co ja takiego zrobiłam? Ta cała sytuacja coraz bardziej mnie przerastała. Kim do cholery był Stalker i czego ode mnie chciał? Tego nie wiem, ale zrobię wszystko, by się dowiedzieć i skopać mu tyłek. Nie chciałam zostać teraz sama, za bardzo się bałam. Jedynym wyjściem była Ashley. Tylko gdzie ja ją znajdę? 
- Przecież pracuje w Girl Doll. Oni na sto procent muszą mieć jej adres. - mruknęłam sama do siebie, po czym prędko wybiegłam z bloku, zmierzając ku dobrze znanego mi miejsca. Oczywiście na samym początku nikt nie chciał udostępniać mi danych osobowych pracowników, jednak namówiłam Bob'a, mówiąc mu, że to bardzo ważna sprawa dotycząca jej zdrowia. Jemu zależy tylko na pieniądzach i nie chciałby stracić tak dobrej pracownicy, której i tak za mało płacił. Dostałam czego chciałam i bez dalszej dyskusji, wybrałam się do mieszkania Ashley. Przez szybkie tempo złapała mnie kolka. Jednak nie chciałam zwalniać, miałam dziwne przeczucie, że Stalker jest blisko i obserwuje każdy mój ruch. Nie miałam ochoty na powtórkę sprzed 30 minut. Chyba dziesięć razy obejrzałam się wokół siebie, po czym zapukałam pod wskazany adres. Gdy zobaczyłam blondynkę, która trochę zdziwiła się na mój widok, odetchnęłam z ulgą.
- Jak się ciesze, że Cię widzę. - bez jakiegokolwiek namysłu przytuliłam ją. Ten uścisk dodał mi dużo otuchy, na prawdę czułam, że mogę jej ufać.
- Też się cieszę kochanie, ale skąd wiesz gdzie mnie znaleźć i co się stało? Wyglądasz dość blado. - pociągnęła mnie za nadgarstek do środka, po czym zamknęła drzwi. Jej mieszkanie było bardzo przytulne, skoro wspominała, że Bob jej tak mało płaci to skąd miała tyle pieniędzy na to wszystko? Och, czy tylko ja zauważyłam, że jestem bardzo ciekawska?
- Może usiądziesz? - zapytała wskazując ręką bym weszła do salonu. Zajęłam posłusznie miejsce, biorąc głęboki oddech. Miejmy nadzieje, że Ashley mi pomoże.
- Doświadczyłam dziś, czegoś bardzo okropnego i... Nietypowego. - zaczęłam z westchnieniem. Dziewczyna wydawała się coraz bardziej niecierpliwa i z zaciekawieniem wyczekiwała moich dalszych słów. 
- Wracałam do domu, gdy jakiś zakapturzony mężczyzna w masce przycisnął mnie do ściany wyjmując scyzoryk z kieszeni. Na samym początku myślałam, że chce mnie zabić, ale on tylko przejechał nim po moim obojczyku. - odchyliłam kawałek bluzki, pokazując jej dość widoczną ranę. Moja skóra w tym miejscu była bardzo zakrwawiona. Mogłam najpierw ją zabezpieczyć, zanim tu przyszłam. Ale hej! Kto by myślał o takim czymś? Przecież o mało co nie zostałam zabita tym gównem. 
- Potem dał mi kartkę na której pisało coś w stylu, że z dnia na dzień będzie coraz gorzej. 
Podpisał się jako Stalker. - dokończyłam czując jak moje kąciki powoli wypełniają się łzami.  Ashley miała lekko rozchylone usta i wpatrywała się we mnie oczekując, że zaraz powiem, że to wszystko to jakiś dziecinny żart.
Tak, chciałabym żeby to był żart.
- Jezusie kochany Caitlin! Wiedziałam, że tak będzie. - schowała twarz w dłonie. Wyglądała jakby coś przeczuwała. Ale co do cholery? 
- Jak będzie? Ty wiesz kto to zrobił? - czułam pojedyncze łzy, płynące po moich policzkach. Skoro ona wiedziała "że tak będzie" to czemu wcześniej mi nie powiedziała? 
- Bieber. - mruknęła bardziej do siebie niż do mnie.
- Co? Po co? No błagam, nie mów, że ten dzieciak nęka mnie tylko dlatego, że nie chciałam iść z nim do łóżka! - warknęłam wyrzucając ręce w powietrze. Teraz się nie bałam. Byłam zbyt wkurwiona, by myśleć o strachu. Obiecuje, że jeśli to ten bachor, to własnymi rękami zabije go, tym jego gównianym scyzorykiem.
- Nie mamy pewności, ale warto to sprawdzić. - wstała biorąc kluczyki z półki, po czym pociągnęła mnie w stronę drzwi.
- Czekaj, w ogóle skąd taki pomysł, że to może być on?
- Ponieważ to Justin Bieber! On zawsze dostawał czego chce, nawet nie wiesz ile dziewczyn ucierpiało z jego powodu.
- Co masz na myśli mówiąc "ucierpiało"?
- Szantażował je, filmikami na których było widać jak uprawiały z nim seks. Robiły wszystko co im kazał, a na końcu i tak każdemu porozsyłał nagrania. Zwykły dupek. - trzasnęła drzwiami, a ja o mało nie spadłam ze schodów. Przestraszyła mnie. Była bardziej wkurzona niż ja, cała się trzęsła. Może to nie był dobry pomysł tu przychodzić?
- Przecież do żadnej chyba nie przychodził w masce i nie rozcinał nikogo od tak, prawda? - powiedziałam już spokojnym głosem zapinając pasy. Ashley odpaliła samochód i z dużą prędkością wyjechała na drogę. Skąd ona wie gdzie on mieszka?
- Nie. Ale to nie oznacza, że to nie on. Może jesteś pierwszą, którą traktuje w ten sposób. - westchnęła wbijając swoje turkusowe paznokcie w kierownicę. Na serio, zaraz zacznę się bać, że spowoduje jakiś wypadek. 
- Uspokój się. W ogóle czemu aż tak bardzo się na to wszystko nakręciłaś? - zapytałam, a ona gwałtownie skręciła w lewą stronę. Zatrzymała się na poboczu, po czym z westchnieniem  spuściła wzrok na swoje palce.
- On zrobił ze mną kiedyś to samo.. - pociągnęła nosem, wycierając pojedynczą łzę z policzka.  Czy ten frajer ją zranił? Szantażował? O nie, w tym momencie gnojek przegiął. Nakręciłam się na niego jeszcze bardziej, niż przedtem. Bez zastanowienia wyszłam z samochodu. 
Dostrzegłam grupkę osób stojących przy bramie jakiegoś domu, podeszłam bliżej i zobaczyłam go. Wielki Pan Bieber we własnej osobie. Co czułam w środku? Złość i pragnienie zabicia tego bachora.
- Jaki Ty do cholery masz problem Bieber?! - krzyknęłam podbiegając do chłopaka. Lekko rozchylił usta ze zdziwienia, ale nie minęło kilka sekund, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Patrz Justin, ta dziewczyna z klubu pamięta Twoje nazwisko. - odezwał się ktoś, nawet nie widziałam kto. Miałam ich głęboko w dupie. Teraz zależało mi tylko na uduszeniu tego idioty.
- Cóż się dziwić, w końcu krzyczała je całą noc. - chłopak puścił oczko w moją stronę po czym upił łyk swojego piwa. Błagam trzymajcie mnie, bo zaraz nie wytrzymam.
- Przestań zachowywać się jak jakaś męska dziwka! Co Ty sobie do cholery wyobrażasz?Chodzisz za mną w jakieś masce, rozcinając mnie i strasząc, że stać Cię na więcej? Jaki Ty masz cel?! - wrzasnęłam, wyrzucają ręce w powietrze, tym samym zachaczając jego puszkę z piwem, która wylądowała na betonie. 
Usp, to akurat było przypadkowo.
- Jesteś jakaś opętana dziewczyno! Zejdź mi z oczu, bo zaraz posram się ze śmiechu. - warknął, a jego oczy kipiały ze złości. Momentalnie odsunęłam się od niego.
- A żebyś wiedział, że sobie pójdę! Nie da się gadać z takim dzieciakiem jak Ty! Przestań mnie nękać tylko za to, że jako jedyna dziewczyna z tej okolicy nie wskoczyłam Ci do łóżka! - byłam tak strasznie wkurzona, że najchętniej połamałabym mu wszystkie kości. Pieprzony, bipolarny dupek. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony,  powędrowałam do samochodu Ashley.
- I jak? - zapytała, gdy tylko weszłam do środka. Byłam u kresu załamania. Jeszcze chwila, a wybuchnę.
- Skurwiel się nie przyznał. Błagam odwieź mnie do domu, bo zaraz nie wytrzymam i coś rozniosę. - mruknęłam chowając twarz w dłonie. Próbowałam się uspokoić, ale tylko, gdy myślałam o tym babiarzu, mój oddech przyspieszał, a chęć zabicia go coraz bardziej narastała. Nie poznaje samej siebie. Od kiedy stałam się taka pewna? Nerwowa? Chyba od tego czasu, jak ten gnojek stanął na mojej drodze. Był zwykłym dziwkarzem, który dawał się tak łatwo zgasić ripostami. Jedyną osobą, której się teraz bałam jest Stalker. Nadal nie wiedziałam kto to i czego ode mnie chce. 
Niestety Pana Justin'a musimy wykluczyć z listy podejrzanych. 
Ale jeśli nie on, to kto?


Przez całą drogę się nie odzywałam. Byłam zbyt pochłonięta myślami, by skupiać 
się teraz na czymś innym.
- Jesteśmy na miejscu. - słowa Ashley wyrwały mnie od świata rozmyśleń.
- Dziękuję. - mruknęłam spuszczając głowę w dół.
Po pierwsze byłam strasznie zdenerwowana na Bieber'a.
Po drugie szkoda, że nie jest Stalker'em, bo w końcu miałabym racjonalny powód, by go zabić. 
Po trzecie nadal nie wiem kto jest moim prześladowcą. 
Po czwarte, boje się.
- Zostać z Tobą? - poczułam rękę blondynki na moim ramieniu, tym gestem, dodała mi trochę otuchy. 
- Nie dziękuje, dam radę. - uśmiechnęłam się nieśmiało. W sumie nie byłam pewna czy dam radę. Miałam straszny mętlik w głowie i nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
- Na pewno? - zapytała dla pewności. Martwiła się o mnie, jeju w końcu doznałam uczucia, 
że komuś na mnie zależy.
- Tak jest dobrze, ja już będę lecieć. - przytuliłam ją na pożegnanie, po czym wyszłam z samochodu, zmierzając w kierunku mieszkania. Byłam roztrzęsiona i załamana. Wnętrze mojego ciała było wypełnione tym cholernym strachem, że on znów się zjawi. Że przyjdzie mnie zgwałcić, zabić, znęcać się nade mną... Cokolwiek. 
Próbowałam otworzyć  drzwi, ale nie zadziałało. Dopiero po chwili zorientowałam się, że były otwarte. Chwila... Mama była w pracy, a Cody w szkole. Coś tu nie pasowało.
- Mamo? - zapytałam przekraczając próg drzwi, po czym zamknęłam je starannie na wszystkie zamki. Przeczuwałam, że on może znowu przyjść. Chyba wiecie kogo mam na myśli mówiąc "ON".
- Halo, mamo?- powtórzyłam swoje pytanie wchodząc w głąb mieszkania.
Zajrzałam do łazienki, nic. 
W pokoju brata? Nic. W pokoju mamy? Nic. 
W kuchni? Nic. 
Może po prostu zapomniałam ich zamknąć, po tym jak pobiegłam do Ashley? Tak, to chyba dobre wytłumaczenie. 
- O cholera zakupy! - niemalże krzyknęłam. Prędko cofnęłam się do kuchni. Czekaj... One... One były na stole. Przecież ja, nie wchodziłam do domu. Przy siatce znalazłam coś jeszcze. Białą kartkę zgiętą na pól. Bez jakiegokolwiek namysłu sięgnęłam po nią, po czym zaczęłam czytać na głos. 
- „Już zaczynasz szukać winnych Carter? 
Zrobię dosłownie wszystko byś była moja. 
I będziesz. nie ważne czy się na to zgodzisz, 
czy też nie. - z każdym kolejnym słowem mój głos, drżał coraz bardziej.
„...zrobię dosłownie wszystko byś była moja..." 
Przecież Justin mówił podobnie. Ale byłam przed chwilą u niego, więc to niemożliwe żeby w tak szybkim tempie przyszedł tu i zostawił ten list.
- Czego ode mnie chcesz Ty pieprzony idioto! - krzyknęłam na cały głos, po czym wybuchłam płaczem. Łzy dosłownie wpłynęły z moich oczu, niczym wodospad. Łkałam z bólu, który wypełniał mnie od środka. Dlaczego ktoś za mną chodzi? Czego ten ktoś ode mnie chce. Przez dwa dni z mojego życia zrobiło się piekło. Nikogo nigdy nie skrzywdziłam, to nie jest realne. Proszę zabijcie mnie. Sprawcie, by moje cierpienie przerwała śmierć.
Proszę.. 
Nie chce by mnie nękał. 
Nie chce..


Stalker's POV

Głośny płacz obił mi się o uszy. Wyciągnąłem strzykawkę i po cichu powodowałem w stronę kuchni. Stała tyłem, a jej nogi straszliwie się trzęsły, jakby zaraz miała upaść.
- Nienawidzę go za to co mi robi. Nie chce by to robił. - powiedziała dość spokojnie. To był ten moment.. Podszedłem do niej zaciskając rękę w pięść. Lubiłem patrzeć jak cierpi. Może pomyślcie, że jestem chory psychicznie, ale nie. Gdybyście wiedzieli co ta szmata mi kiedyś zrobiła, postąpilibyście tak samo.
- Kochanie, poznajesz mnie? - szepnąłem prosto do jej ucha, zachaczając językiem, o jego płatek. Zamarła. Przestała płakać, a jej dłonie wręcz drżały ze strachu. 
- Nie pozwolę Ci zapomnieć o tym, co było dwa lata temu. - przejechałem
strzykawką po jej ramieniu, po czym wbiłem ją z całej siły w jej skórę. Niekontrolowanie krzyknęła i osunęła się na ziemię. Uśmiechnąłem się, zdejmując tą cholerną maskę, przez którą niewiele widziałem. 
- Caitlin? - zapytałem nachylając się nad nieruchomym ciałem dziewczyny. Nie odpowiedziała. Pierwszy etap mojego planu, możemy uznać za zakończony pomyślnie.
Jednym zwinnym ruchem przerzuciłem ją przez swoje ramię, po czym wyszedłem z jej domu zmierzając do swojego samochodu. Rzuciłem ją na tylne siedzenie i odpaliłem białe Audi A6,  wyjeżdżając na prostą drogę. Przyspieszając prędkość, raz po raz spoglądając w tył dla pewności. Wiecie, była ostrą laską. Zawsze mogła uderzyć mnie czymś w głowę, a potem obudziłbym się przywiązany do jakiego drzewa bez nóg i rąk.
 Zaśmiałem się na tę myśl. Zaparkowałem samochód na podjeździe, po czym zabrałem dziewczynę na ręce zmierzają w kierunku domu. Lekkim kopniakiem otworzyłem drzwi.
- Siem.. - zobaczyłem swojego przyjaciela w progu, który najwyraźniej zatkał się na widok Caitlin.
- Co Ty kurwa zrobiłeś, starzy Cię zabiją! - wydarł się wyrzucają ręce w powietrze. Był
wkurwiony i w sumie mu się nie dziwie. Bez jakiegokolwiek słowa, powędrowałem w stronę piwnicy, która już była odpowiednio przygotowana. Położyłem dziewczynę na łóżku, po czym sięgnąłem po kluczyk leżący na szafce nocnej.
- Kochałem Cię Caitlin. - szepnąłem, czując narastający gniew wewnątrz mojego ciała. 
- Teraz zapłacisz za wszystkie krzywdy, które mi wyrządziłaś. - otworzyłem drzwi. - Teraz, jesteś moja. - mruknąłem po czym wyszedłem, zamykając je starannie na klucz. 
Udało mi się. 
Zdobyłem ją i niedługo przypomnę jej, jak bardzo mnie skrzywdziła.

No to się porobiło.
Domyślacie się już kim jest Stalker?
Jesteście ciekawi, co takiego Caitlin
mu zrobiła?

JA TEŻ HAHAH

A więc rozdział czwarty, pojawi się prawdopodobnie 
we wtorek, lub w środę.

NO I DZIĘKUJE WAM ZA MIŁE SŁOWA
DOTYCZĄCE ROZDZIAŁÓW!

PS.

Specjalnie dla was założyłam drugie konto na twitterze.
Swojego prywatnego niestety nie mogę podać.
W razie jakichkolwiek pytań/próśb/wątpliwości
możecie śmiało pisać.

OCZYWIŚCIE ALWAYS FOLLOW BACK!
Tylko zapytajcie :)

A WIĘC DO NASTĘPNEGO!

19.10.2013

2. Kim jest Stalker?

Caitlin's POV

Mój oddech stał się nierówny. Pewnie, że odczuwałam strach, no bo przecież nie mam pojęcia do czego ten chłopak jest zdolny.
- Co powiedziałaś? Mogłabyś powtórzyć? - a co nie dowierzasz, że jakaś laska Cię nie chce, Bieber?
- Nie mam zamiaru się powtarzać. - mimo wszystko, brnęłam dalej w te dziecinne dogryzki.
- Uwierz mi, wiele chciałoby być na Twoim miejscu.
- Uwierz mi, jakoś mało mnie to obchodzi. - zaśmiałam się krótko, a mój wzrok powędrował w stronę Ashley. Jej mina mówiła tylko jedno. Żebym w końcu przestała.
- I tak będziesz moja. - zbliżył się do mnie - Księżniczko. - dokończył szeptem prosto w moje ucho, po czym odszedł. Nie wiem gdzie i po co. Ważne, że już go nie było. Mogłam w końcu odetchnąć z ulgą.
- Ja na Twoim miejscu nie robiłabym takich głupot. - dziewczyna pokiwała przecząco głową, a jej wyraz twarzy wskazywał na to, jakby się czegoś obawiała. Ale czego...?
- Och, nie gadaj głupot Ash. To zwykły dzieciak, któremu brakuje dziwek. - machnęłam lekceważąco ręką. Impreza skończyła się około 5 nad ranem. Szczerze mówiąc, byłam strasznie wykończona, a na dodatek w domu szykowała się ostra awantura. Przecież chyba każda matka jest zadowolona, jak jej dziecko nie wraca na noc, bez powiadomienia jej, prawda? 
Och, mój sarkazm powrócił.
Razem z blondynką pokierowałyśmy się do wyjścia, gdzie prawdopodobnie stał samochód, który miał odwiedź wszystkie Girl Doll do domu. Już miałam przejść przez próg tych cholernych drzwi, gdy poczułam mocne szarpnięcie za nadgarstek. Momentalnie stanęła twarzą w twarz z... Ugh, z Panem Bieber'em.
- Czego chcesz? - warknęłam na tyle ostro, że można było wyczuć moją kipiącą złość, która aż prosiła się o to, by na czymś, a raczej na KIMŚ ją rozładować.
- Nie podoba mi się sposób, w jaki do mnie mówisz. - ał, niech pohamuje adrenalinę, bo coś czuję, że będę mieć ślady na nadgarstkach od jego paznokci.
- Spieprzaj Bieber, nie mam czasu wymyślać kolejnej dobrej riposty, którą jak zwykle Cię zgaszę. - Ups Caitlin, zły ruch. Nasz seksiak troszkę się wkurzył. Po czym to stwierdziłam? Po jego gwałtownym, szybkim oddechu. Żałujcie, że nie widzicie złości wymalowanej na twarzy tego dzieciaka.
- Nie stać Cię chociaż na odrobinę szacunku, by zwracać się do mnie po imieniu? - jego głos złagodniał, co mnie zdziwiło. Jest bipolarny? Pewnie tak, i na dodatek psychiczny.
- Och błagam Cię. Szacunku uczy mnie ktoś, kto pragnie przelecieć wszystkie laski w okolicy? - parsknęłam. - Proszę, podziel się ze mną tą trzy cyfrową liczbą dziewczyn, które zaliczyłeś w tym tygodniu. - zamrugałam kilkakrotnie, posyłając mu sztuczny uśmiech. Może nie powinnam go wkurzać? Ale co mi tam, jestem pijana, nie kontroluje swojego zachowania, a kłótnia z nim to sama przyjemność.
- Zamknij tą wkurwiającą buźkę, albo zrobię to sam, w mniej przyjemny sposób. - warknął, przyciskając mnie z całej siły do ściany. 
Szczerze? Bolało.
- Poważnie? Zobacz entuzjazm w moich oczach, tak, bardzo chce poznać ten sposób. - O witaj sarkazmie! 
- Jak myślisz będzie bardziej gorętszy od Ciebie? Co ja wygaduje, wszystko jest bardziej gorące niż Ty. - położyłam ręce na jego torsie, po czym starałam się go odepchnąć, jednak bez skutku.
- Mała dziwka nie ma siły? Kiepska jesteś. - zaśmiał się. W sumie gdybym już miała wybierać, co mi się w nim najbardziej podoba postawiłabym na uśmiech. 
Oh tak, uśmiech ma p-e-r-f-e-k-c-y-j-n-y.
- Kiepska mówisz? Na szczęście, nie musisz się o tym przekonywać. - Jaka buntowniczka! A gdzie podziała się ta niewinna, bojąca się życia dziewczyna? A tak, powróci jak wytrzeźwieje.
- Jesteś trudną dziewczyną, dlatego nie pasujesz mi na dziwkę. Ale.. lubię takie. Lubię wyznania. - przejechał językiem po dolnej wardze. 
Nie-wcale-nie-wyobrażałam-sobie-tego-w-zwolnionym-tempie...
- Twoim pierwszym wyzwaniem będzie, pójście gdzieś daleko ode mnie.
- Wkurwiasz mnie. Ale jak wspomniałem wcześniej, będziesz moja. - zbliżył się, przykładając wargi do mojego czułego miejsca pod uchem. Niekontrolowanie jęknęłam, na co uśmiechnął się triumfalnie. Pieprzony debil. Bez jakiekolwiek namysłu odepchnęłam go od siebie (co tym razem mi się udało) i wybiegłam z budynku. Wsiadłam pośpiesznie do samochodu, ignorując pytające spojrzenia, skierowane w moją stronę. Ufałam tylko Ashley, dlatego nie miałam zamiaru rozmawiać z tymi wszystkimi dziwkami. Zresztą dlaczego je tak nazywam? Przecież robię dokładnie to samo co one. Cała podróż trwała dobre 20 minut. Ku mojemu zdziwieniu, nie dotarłam do domu, lecz do klubu.
- Hej Ash! - krzyknęłam widząc blondynkę, która na moje słowa podbiegła do mnie.
- Caitlin! Gdzie Ty byłaś, wszędzie Cię szukałam! - przytuliła mnie, a z jej oczu tryskała troska. Czego ona się bała do cholery?
- Bieber mnie zaczepił. Zresztą, nie ważne. Powiedz mi co się dzieje i dlaczego nie odwieźli nas do domu?
- Czego chciał? - zapytała, ignorując całkowicie moje poprzednie pytanie.
- Ach, pieprzył coś w stylu "Sprawię, że będziesz moja" - Ostatnie 4 słowa, zaakcentowałam w sposób podobny do jego głosu, po czym się roześmiałam.
Jestem taka zabawna.
- Błagam dziewczyno, powiedz mi, że nie byłaś dla niego chamska. - Czemu tak bardzo się martwiła o tego... No, nawet nie pamiętam jego imienia.
- Zależy, co oznacza u Ciebie słowo chamstwo.
- Caitlin, powiedz w końcu jak się zachowałaś! - warknęła, wyrzucając ręce w powietrze. Właściwie, to jaki ona miała problem?
- Uspokój się. To że parę razy mu się odgryzłam, to nic wielkiego. Żaden palant nie będzie traktował mnie jak dziwkę tylko dlatego, że zatańczyłam jeden pieprzony raz na jakieś imprezie, by moja rodzina miała dach nad głową! - krzyknęłam niekontrolowanie. W sumie, w ogóle nie umiałam się kontrolować w tym momencie. Za dużo wypiłam.
- Rozumiem, że to dla Ciebie ciężkie. Ale to Justin Bieber. Zawsze dostawał czego chce. - O, więc tak ma na imię.
- Jakoś szczególnie się go nie boje i proszę skończmy ten temat. Jestem strasznie podpita, wykończona i jedyne czego pragnę, to powrót do domu. - oparłam czoło o rękę, starając się uspokoić. Gdy ponownie powróciłam do rzeczywistości, moje obolałe oczy dostrzegły Bob'a. Bez jakiegokolwiek pożegnania z Ash, podbiegłam do niego o mało nie skręcając sobie kostki. Cholerne buty.
- Bob! Bob zaczekaj! - krzyknęłam, ale mężczyzna wszedł do środka. Czemu to ja zawsze muszę mieć w życiu pecha? Przecisnęłam się, przez dużą grupę osób, aż dotarłam do tego drania. Usiadł przy pobliskim barze. Był sam, także w końcu mogłam z nim spokojnie porozmawiać. Jeśli on w ogóle zna słowo "spokojnie".
- Ledwo Cię dogoniłam. Dasz mi w końcu pieniądze? - szepnęłam, po czym zdjęłam te zabójcze buty. O tak, ulga o jakiej marzyłam.
- Oczywiście Caitlin. Wystarczy, że podpiszesz te papiery, a wasz dług będzie zlikwidowany. Masz szczęście, że trafiłaś na takiego bogatego bachora. Podziękuj mu przy okazji, bo na dodatek na Twoje konto przeleje sporą sumę pieniędzy. - Czy ja śnie? Jeju, to chyba najlepsza rzecz, która dotychczas mi się przytrafiła! Moja rodzina będzie bezpieczna, a mało tego, w końcu sobie kupię coś pożądanego. Wiecie, ciuchy i te inne sprawy. Przyjście tu, to jednak nie był taki zły pomysł.
- Widzę, że głęboko to analizujesz. - Wyciągnął jakieś papierki i czarny długopis.
- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę. - Pisnęłam, na co krótko się zaśmiał. Podał mi długopis i kazał podpisać na każdej stronie. Nawet nie czytałam, co tam było napisane. Szczerze? Miałam to gdzieś. Byłam zbyt szczęśliwa, by wszystko dokładnie przeanalizować. Podpisałam.
- Miło robić z Tobą interesy Caitlin. Nasz szofer odwiezie Cię do domu. Rano możesz wypłacić pierwsze pieniądze ze swojego konta. - pożegnałam go uściskiem dłoni, po czym skierowałam się do wyznaczonego samochodu. Czego najbardziej się obawiałam? Reakcji mamy.. Podróż trwała bardzo krótko. Szłam po tych cholernych schodach aż na trzecie piętro. Dziewczyny, lepiej nie kupujcie szpilek, no chyba że chcecie cierpieć tak jak ja. Z racji tego, że nie miałam klucza, musiałam zapukać do drzwi, budząc tym samym mamę.
- Caitlin! - krzyknęła z radości na mój widok. Jej oczy momentalnie się zaszkliły, a uśmiech nie opuszczał jej twarzy.
 - Dziecko drogie, gdzieś Ty była? - zapytała pociągając nosem, po czym wypuściła mnie do środka. Nasze mieszkanie nie było małe. Można powiedzieć, że było naprawdę duże, dlatego tak trudno było nam je utrzymać.
- Powiem Ci jeśli obiecasz, że nie będziesz zła. - wykrzywiłam twarz w lekkim grymasie. Mama skinęła tylko głową, czekając na wyjaśnienia. Ale w sumie co jej miałam powiedzieć?
"Hej mamo poszłam zarabiać jako dziwka, to co na obiad?"
Bezsensu.
- To zbyt trudne. - westchnęłam zaciskając oczy, w których nabierało się coraz więcej łez.
- Ja.. Poszłam do Bob'a..- z ledwością wykrztusiłam te kilka słów. Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo tego żałuję.
- Caitlin Anne Carter! Proszę, powiedz że kłamiesz! - nienawidziłam, gdy używała mojego drugiego imienia i nazwiska. To oznaczało tylko jedno... Była zawiedziona i bardzo zdenerwowana.
- Jest mi strasznie wstyd.. Poszłam tylko na jeden taniec na scenie, nic więcej. Chciałam, żebyś przestała żyć w tym ciągłym stresie. - moje kąciki oczu zaczęły wypełniać się łzami. Chciałam jak najszybciej pobiec do swojego pokoju i płakać przez kolejne 12 godzin. Może by pomogło, zresztą jak zawsze.
- Zaczekaj... - przystanęłam. Miałam już zbyt załamany wyraz twarzy, by na nią spojrzeć
- Nie robiłaś nic z tymi facetami? - zapytała, a ja wręcz mogłam wyobrazić sobie tą zbolałą minę. Troszczyła się o mnie... Kochała mnie. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo jestem wdzięczna Bogu za taką mamę.
- N-nie. - pociągnęłam nosem. - Nie zrobiłabym takiego głupstwa. To był tylko jeden taniec, a na dodatek stałam na samym końcu. - wyjaśniłam, po czym powędrowałam do pokoju. Wybrałam jakieś krótkie, szare szorty i białą podkoszulkę. Pośpiesznie powędrowałam do łazienki biorąc szybką kąpiel. Czułam się tak fantastyczne, zmywając z siebie wszystkie wspomnienia związane z tą cholerną imprezą.

- Caitlin wstawaj! - ktoś zerwał ze mnie koc, na co moje ciało oblała fala zimnego powietrza. Kto ma sumienie budzić mnie tak wcześnie rano? Oby to był jakiś logiczny powód.
- Mogłabyś pójść do sklepu? Nie ma nic na śniadanie, a ja już i tak jestem spóźniona do pracy. - Ach tak. Mama. Powolnym krokiem skierowałam się w stronę łazienki i dopiero po orzeźwiającym prysznicu troszkę się rozbudziłam. Ubrałam jakiś stary sweter, jeansy i trampki, po czym pobiegłam do najbliższego sklepu. Cody był w szkole, także do godziny 14 miałam czas tylko dla siebie. Kupiłam 3 bułki i jakąś wędlinę. Oczywiście, płaciłam z pieniędzy, które dostałam od mamy. Zarobioną gotówkę, postanowiłam odłożyć na zakupy dla mnie, mamy i Cody'iego. Bob podobno już przelał je na moje konto, które założyłam jeszcze za czasów mojego dogodnego życia. 
Szłam dobrze znaną mi drogą, będąc coraz bliżej domu. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Czułam kogoś obecność. Jakby ktoś śledził każdy mój najmniejszy ruch, ale gdy się obracałam nikogo nie było. Może mam zwidy czy coś? Nieważne.. Chce jak najszybciej znaleźć się w moim łóżku i odpocząć trochę, gdyż ból głowy po wczorajszej imprezie nasilił się jeszcze bardziej. Weszłam do bloku, kierując się na swoje piętro. Wyjęłam klucze, wkładając je w srebrny zamek, lecz poczułam mocne szarpnięcie, po czym moje plecy zetknęły się ze ścianą. Skierowałam oczy, na postać stojącą niebezpiecznie blisko mnie i jedyne co chciałam zrobić to zacząć krzyczeć. Niestety nie mogłam, gdyż nieznajomy zasłonił mi usta ręką. Był strasznie wysoki! Miał obcisłe spodnie, białe trampki marki Converse, czarną bluzę z kapturem zaciągniętym na głowę i... Białą maskę na twarzy. Nie wiedziałam kim był i czego chciał. Halo, mógłby mnie puścić zanim posikam się ze strachu? Włożył rękę do kieszeni od bluzy, a przedmiot jaki z niej wyciągnął zaparł mi dech w piersiach. Scyzoryk... Czy on ma zamiar mnie zabić tym tępym gównem? Myślę, że będzie to długa i bolesna śmierć. Chłopak powoli zdjął rękę z moich warg, tym samym przykładając mi scyzoryk do gardła, na znak bym nie wołała o pomoc. Co on chciał zrobić? Kim do cholery był?! Poczułam gule w gardle, która nie umożliwiała mi wyduszenie z siebie najmniejszego słowa. Cholernie się bałam.
- Z-zo-ostaw.. - wydusiłam z siebie z ledwością, lecz mężczyzna zacisnął mocno rękę na mojej talii, dając mi znak, bym się nie odzywała. Zamilkłam. 
Przeniósł narzędzie na mój lewy obojczyk, po czym przejechał po nim bardzo mocno. Poczułam ostre szczypanie i chęć rozpłakania się. 
Ale nie. 
Nie będę pokazywać temu idiocie, że się boję. 
W ogóle jaki on miał cel? 
Czemu mi to robi? 
Na co mu to wszystko? 
KIM BYŁ?
Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi.
- Kim jesteś? - powiedziałam drżącym głosem, gdy schował scyzoryk. Czy tylko ja nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi? Nie odezwał się. Po prostu patrzył na mnie miodowymi oczami. Tylko je było widać pod tą cholerną maską.
- Proszę powiedz mi czego ode mnie chcesz. - dotknęłam delikatnie mojego obojczyka. Tak jak myślałam, na palcach została krew. Nieznajomy wyciągnął jakąś kartkę, po czym wepchnął mi ją do kieszeni moich spodni. Chciałam ją wyciągnąć, ale zabrakło mi sił.  Spojrzałam na niego, ledwo powstrzymując łzy, a on? Odszedł. Zostawił mnie z tym pieprzonym mętlikiem w głowie. Dopiero, gdy zniknął z mojego pola widzenia, sięgnęłam do kieszeni wyciągając to, co przed chwilą w niej zostawił. Zamarłam, gdy przeczytałam wiadomość nakreśloną niezgrabnym pismem. W tym momencie nie wytrzymałam.  Rozpłakałam się jak małe dziecko, po czym przedarłam kartę na której pisało:

"TO DOPIERO POCZĄTEK. 
Z DNIA NA DZIEŃ BĘDZIE CORAZ GORZEJ - STALKER."



Na samym początku chciałabym przeprosić was,
za tak długą nieobecność.
Musiałam dopracować bloga i inne prywatne sprawy.

ALE O TO I JEST!

Drugi rozdział, na który tyle czekaliście. 
Mam nadzieję, że dalej będziecie tu zaglądać i śledzić przygody Caitlin.

Chcę wam również podziękować za tyle wejść
i komentarzy.
JESTEŚCIE CUDOWNI!

PS.

Jeśli nadal nie zapoznaliście się z prologiem,
to zapraszam do odpowiedniej karty w bocznym menu.
W razie jakichkolwiek wątpliwości, możecie
do mnie napisać. 
(Kontakt w zakładce "Autorka+KONTAKT")

Kolejne rozdziały będą pojawiać się regularnie.


Bardzo zależy mi na waszej opinii!
KOCHAM WAS! x