6.02.2014

7. Dlaczego dałeś mi wolność?

BARDZO WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM, PROSZĘ CIĘ PRZECZYTAJ.

Justin's POV

Z jednej strony chcesz to zrobić, z drugiej, coś cię hamuje. Znasz to uczucie? Bo ja tak. Jestem tak bardzo niezdecydowany, że nie potrafię normalnie funkcjonować. I co ja mam zrobić?
Z przemyśleń wyrwało mnie ciche majaczenie pod nosem. Spojrzałem na leżącą Caitlin w moich ramionach, a kąciki moich ust, nieświadomie się uniosły.
- Mamo? - zapytała, podnosząc się z mojej klatki piersiowej, na co zmarszczyłem czoło. Dziewczyna przetarła swoje brązowe, zaspane oczy, po czym spojrzała w moją stronę.
W przeciągu trzech sekund momentalnie się ode mnie odsunęła, tym samym wpadając na szafkę. 
- Nic ci nie jest? - zapytałem z troską, przybliżając się do jej drżącego ciała. 
- Proszę, nie krzywdź mnie. - szepnęła chowając twarz w dłonie. Ona... Ona się mnie boi? Co ja pierdole, ona jest przerażona! 
- Błagam, zostaw mnie. - w jej oczach dostrzegłem szklanki, a jej dłonie przeraźliwie się trzęsły, próbując rozmasować tył pleców, które z pewnością bolały od uderzenia. 
- Hej spokojnie. - zaśmiałem się, widząc jak jej strach. Część mnie chciała jej cierpienia, śmierci. Druga część mnie nadal ją lubiła.
Cholera Bieber, co z Tobą. 
- Proszę Cię odejdź. - podciągnęła kolana do brody, kołysząc się lekko w przód i w tył.
Raz po raz pociągała nosem, uświadamiając mnie, że walczy z łzami. 
- Po prostu się uspokój, Carter. - złapałem za jej ramię, lecz momentalnie straciła moją rękę.
Kurwa, wkurwiająca Caitlin powraca.
Zacisnąłem lewą pięść, próbując pohamować swoją eksplodującą złość. Nie mam pojęcia, czemu walczę sam ze sobą. Dlaczego po prostu nie mogę jej zabić, tak jak planowałem zrobić to wcześniej? To wszystko jest strasznie popierdolone.
- Justin... - wychrypiała przez łzy, próbując spojrzeć mi prosto w oczy. Naprawdę nie rozumiem tej dziewczyny, raz potrafi mnie wyzywać, szarpać się ze mną, a drugi raz jest potulna jak piesek. Co z nią? I w ogóle co ze mną? Przecież chciałem jej śmierci.
- Słuchasz mnie? - zapytała, a ja momentalnie otrząsnąłem się z własnych rozmyśleń. Przytaknąłem głową, dając jej jasny znak, że jej słucham i chcę, żeby kontynuowała swoją wypowiedź.
- Mógłbyś zabrać mnie na cmentarz? Chciałabym pożegnać się z twoim ojcem w odpowiedni sposób. To moja ostatnia prośba, każdy ma do niej prawo przed śmiercią. - to prawda, wiele razy słyszy się w filmach o "ostatnim życzeniu" dla ofiary zabójstwa, jednak ona mnie tym szczególnie zdziwiła. Ja, gdybym miał taką możliwość chciałbym pożegnać się ze swoją rodziną, a nie rodziną zabójcy. 
Ostatecznie zdecydowałem, że nie będę jej pytać dlaczego podjęła taka decyzję.
- Dobrze. Wyrobisz się w 10 minut? - spojrzałem na czarny zegarek wiszący na ścianie na przeciwko mnie, przypominając sobie, że byłem umówiony z Bob'em. 
- Um.. Jasne. - spuściła wzrok na swoje splecione palce, oczekujący chyba tego, że wyjdę.
- Caitlin. - wymówiłem jej imię proszącym tonem, co w ogóle do mnie nie pasowało. Wstałem, spoglądając na jej potargane ubranie, które nie prezentowałoby się zbyt dobrze w miejscu publicznym.
Bez słowa podszedłem do szafy, wyjmując  ciemne jeansy, biały podkoszulek oraz bluzę. 
- Będę czekał na dole. - rzuciłem ciuchy w jej stronę, po czym wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Nadal nie wiem czemu się tak zachowuje. Wszystko dotychczas było dobrze, wszystko szło po mojej myśli, lecz wczorajsze wydarzenie kompletnie mnie załamało. Gdy widziałem broń przy jej skroni... Tego było za wiele. W każdej chwili mogła nacisnąć spust i... I już by jej tutaj nie było. 
Gdyby naprawdę tak się stało, to nie wiem jakbym to przeżył. Ona miała zginąć z moich rąk, nie ze swoich. To ja naciskając spust, powinienem odczuć ulgę. Ulgę, która wyrzuci ze mnie wszystkie wspomnienia związane z śmiercią ojca. Poczułbym się wolny od tego całego gówna przez które cierpiałem kilka długich lat. Ale czy na pewno tego chce? 
Caitlin była pierwszą dziewczyną, na której mi tak bardzo zależało. Codzienny widok jej uśmiechniętej twarzy sprawiał, że szalałem z radości. Zawsze chciałem mieć ją przy sobie, chciałem żeby była moja. W chwili, gdy przyczyniła się do śmierci mojego ojca, znienawidziłem ją. Wszystkie uczucia, którymi ją darzyłem, tak po prostu wygasły.
Zostałem sam.
Ja, Justin Bieber nauczyłem się jak zabijać, ranić i zadawać ból.
Niczego innego nie pragnąłem. Jestem psychopatą? Nie. Jestem człowiekiem, który zabijając czuł ulgę. Cholerną ulgę, która niestety nie trwała wiecznie. Gdybym zabił Caitlin, to jestem prawie pewien, że ona by nie zniknęła.
Dlaczego to do cholery nie jest takie proste? Nawet, gdy sama próbowała się zabić, to zawsze ją ratowałem.
Gdy połykała tabletki,
gdy podcinała żyły,
gdy robiła wszystko, by zasnąć, ja tam byłem i ją ratowałem.
Teraz, gdy próbowała strzelić sobie w głowę, ja ją też kurwa uratowałem! 
Kiedyś myślałem, że to będzie proste, że łatwo będzie mi ją zabić. Teraz? Teraz wszystko wraca. Wszystkie wspomnienia wracają. W ciągu tych kilku dni, kiedy ją biłem, szarpałem, kazałem nawet ją zgwałcić, budziłem się w nocy z poczuciem winy. Jakiś głos w mojej głowie, zawsze powtarzał "Stary, ona pierwsza pokazała ci czym jest miłość." I taka była prawda, bo tylko i wyłącznie dzięki niej odczułem, co oznacza mieć motyle w brzuchu na widok ukochanej osoby.
- Jestem gotowa. - wzdrygnąłem się na jej opanowany głos, a moje oczy momentalnie powędrowały w jej stronę. Muszę przyznać, ze wyglądała w miarę w porządku. 
- Jedziemy? - zapytałem, lecz dopiero po chwili przywaliłem sobie niewidzialnego liścia w twarz, gdyż odpowiedź była oczywista.


Caitlin's POV

Całą drogę spędziliśmy w milczeniu. Nie chciałam go denerwować, w końcu to moje ostatnie chwile życia. Wiecie jak okropnie się czuje? Świadomość tego, że niedługo umrę doprowadza mnie do szału. Nie zobaczę już mamy, Cody'iego... Tak cholernie za nimi tęsknię, tak bardzo chciałabym być przy nich w tym momencie.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmił Justin, wychodząc z samochodu, czekając, aż zrobię to samo. Baz jakiegokolwiek namysłu również opuściłam pojazd, po czym skierowałam się w stronę małej uliczki, prowadzącej na cmentarz. Przełknęłam głośno ślinę, czując przyjemy chłód na swoich bladych policzkach.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytał, chowając swoje dłonie do przednich kieszeni, kierując się w stronę wejścia. Ugh, przecież znasz odpowiedź, Bieber.
- Tak. - odparłam podążając za nim, na wyznaczony grób. Szliśmy około 2 minut, a mnie coraz bardziej przerażał fakt, że niedługo ja tu mogę leżeć. 
W pewnym momencie, Justin stanął, a ja o mało co nie wpadłam na jego plecy. 
Niestety nie mogłam zobaczyć jego wyrazu twarzy, gdyż stał tyłem do mnie.
Chociaż w sumie, nawet nie wiem, czy chciałam go widzieć. Pewnie był zalany bólem i coraz bardziej się bałam, że może coś mi zrobić. W końcu jest tu, przy swoim ojcu, wszystko sobie przypomniał i nie wiadomo co może mu przyjść do głowy.
Chciałam coś powiedzieć, coś zrobić, cokolwiek, jednak... Nie bardzo wiedziałam co. Przyszłam tu, przeprosić jego tatę, ale obecność Justina sprawia, że się krępuje. 
- Możesz usiąść jeśli chcesz. - przemówił, jednak nadal tkwił w tej samej pozycji patrząc przed siebie. Nie spojrzał nawet na nagrobek, jego wzrok był skierowany w stronę jakiegoś lasu, znajdującego się przed nami. Zaczynam się o niego martwić. Nie wiem co powinnam zrobić, przytulić go, pogłaskać po ramieniu? Zawsze może przyłożyć mi nóż do gardła krzycząc, że to wszystko moja wina.
Och, może jednak usiądę.
- Chodź. - pociągnęłam go delikatnie za rękaw od kurtki i ku mojemu zdziwieniu, bez żadnego szarpania zajął miejsce przy mnie. Teraz jego oczy były skierowane na marmurową płytę, a moje serce o mało nie wybuchło na ten widok.
To nie był ten sam Justin, co chciał mnie zabić, zniszczyć i zrobić wiele różnych rzeczy, o których jeszcze nie wiem.
To był po prostu chłopak z wielkim bólem w oczach, który stracił tatę. W sposób jaki przyglądał się jego zdjęciu widniejącym w lewym górnym rogu nagróbka, mogłam wyczuć jak bardzo mu go brakuje. 
- Wszystko ok? - zapytałam, przybliżając się do jego zmarzniętej sylwetki. Był całkowicie pochłonięty własnymi myślami. Jakby cały świat przestał dla niego istnieć, jakby był tylko on, jego tata i wszystkie ich wspólne chwile razem.
- Justin. - szepnęłam, oczekując chociaż jakiegoś poruszenia, mruknięcia z jego strony, jednak dalej nie dawał oznak życia. Postanowiłam, że dam mu chwilę na oswojenie się, a ja sama w końcu zacznę swoją, ułożoną kilka minut temu mowę.
- Więc.. Chciałabym Pana przeprosić. - wypowiedziałam niepewnie, a mój wzrok powędrował w na zdjęcie Pana Bieber'a. Mimo, iż czułam się lekko skrępowana tą całą sytuacją, postanowiłam kontynuować.
- Prawda jest taka, że gdyby nie ja, Pan.. Pan nadal by żył. - zamilkłam na chwilę, wycierając skrawkiem rękawa pojedynczą łzę, z mojego policzka. No super, to dopiero początek, a ja już muszę płakać.
- Gdyby nie ja, Pan nadal by tu był. Przy Justin'ie. Ten chłopak naprawdę Pana kocha, całym sercem i nigdy nie zapomni o więzi, jaka was łączyła i nadal łączy. - po raz kolejny odpowiedziała mi cisza. Mimo, że jestem chrześcijanką i wierzę, że zmarłe osoby nas w pewnym sensie słyszą, czułam się głupio, jakbym gadała sama do siebie.
- Nie wiem co powinnam jeszcze powiedzieć. - spuściłam wzrok, zagryzając dolną wargę, z trudem powstrzymują łzy.
- Gdybym na to wszystko zareagowała wcześniej... Będę żyć z poczuciem winy do końca swoich dni. - och, czyli już niedługo. - I jest mi z tym naprawdę bardzo źle. Przepraszam, przepraszam z całego serca. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas i naprawić ten błąd. Mam nadzieję, że Pan jak i Justin, kiedyś wybaczycie mi moją lekkomyślność. Oddałabym wszystko by to naprawić. Żeby Justin nadal był szczęśliwy, bo to należy się każdemu dziecku, a ja wiem, że on przeszedł zbyt dużo jak na swój młody wiek. Niech Pan nigdy nie zapomni, że on zawsze będzie kochał swoją rodzinę mimo wszystko. - zakończyłam swoją wypowiedź szlochem, który chciałam powstrzymać, jednak jak zwykle nie potrafiłam.
Bez żadnego słowa, wybiegłam z cmentarza w stronę samochodu Justin'a.
Jestem głupia czy głupia?
No kobieto, masz wolną rękę możesz uciec! Ale nie, moje nogi totalnie odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłam na kolana chowając swoją twarz w zmarznięte dłonie, pozwalając moim oczom na uwolnienie jak największej ilości łez. Czułam się strasznie winna. Dopiero teraz zrozumiałam, że gdybym nie spanikowała tamtej nocy, tata Justin'a by żył, a on nie musiałby teraz się na mnie mścić i próbować mnie zabić. To wszytko było strasznie pokurwione.
- Caitlin. - usłyszałam za sobą i w przeciągu kilku sekund zostałam szarpnięta za ramię, w skutek czego, wstałam na równe nogi. Obróciłam się w stronę bruneta, wycierając mokre policzki. Jego wyraz twarzy, nie był już taki spokojny jak chwilę temu. Wskazywał tylko jedno-zła strona powróciła.
- Wszystko w porządku? - zapytałam dla pewności, cofając się kilka kroków w tył, dla własnego bezpieczeństwa.
- Nic kurwa nie jest w porządku! - krzyknął, wymachując rękami we wszystkie możliwe strony. Jego mięśnie momentalnie się napięły, a w oczach mogłam dostrzec pulsującą złość.
Ups, chyba nie jest za dobrze.
- Proszę cię, uspokój się. - dopiero po chwili zorientowałam się, jak moje ciało przeraźliwie się trzęsło. Nie mam ochoty na powtórkę sprzed wczoraj, a na dodatek ostatnio zostałam po raz drugi zgwałcona. Już wolę, by w końcu mnie zabił i uwolnił od tych wszystkich bolesnych, wspomnień.
- Jesteś szmatą. Pieprzoną szmatą, która zniszczyła mi życie. - podszedł do mnie, jednak w żaden najmniejszy sposób mnie nie dotknął.
JESZCZE.
Wpatrywał się w moje oczy, próbując uspokoić swój gwałtowny oddech, co nie szczególnie mu wychodziło.
Postanowiłam zachować spokój i się nie odzywać, chociaż szczerze, prawie sikałam w gacie ze strachu. Jest zdolny do wielu rzeczy, o których nawet nie chce myśleć.
- Rozbiłaś moją rodzinę, nie rozumiesz tego? Trzeba być naprawdę pokurwioną szmatą, by zrobić coś tak podłego. Brzydzę się tobą. - och brzydzisz się mną? A kto wczoraj nie chciał, bym popełniła samobójstwo? No kto? Naprawdę przestaję cię ogarniać, Bieber.
- Przeprosiłam, nie wiem co mam jeszcze zrobić. - szepnęłam, spoglądając gdzieś w bok, unikając jego piorunującego wzroku, którym chciał mnie ewidentnie zabić. Boże pomóż mi, błagam. Czuję, że to nie skończy się za dobrze.
- Nienawidzę cię! - krzyknął, wywołując drganie w moich bębenkach, po czym podniósł rękę i z całej siły wymierzył mi osty cios prosto w mój prawy policzek.
Potem... Potem wszystko działo się tak szybko, że nawet nie czułam bólu.
Szarpnął mnie za rękaw bluzy, w skutek czego upadłam. Gdy z trudem próbowałam się podnieść, kopnął mnie w brzuch, wywołując u mnie nagły atak kaszlu i plucie krwią. Kopał mnie w to samo miejsce parę minut, krzycząc pod nosem jak bardzo mnie nienawidzi. Jego głos z każdym kolejnym uderzeniem stawał się coraz mniej dosłyszalny, a obraz jaki znajdował się przede mną, robił się coraz bardziej ciemniejszy, aż w końcu czarna plama wypełniła moje całe pole widzenia.

Czując delikatny podmuch wiatru na mojej skórze, momentalnie otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Ostre słoneczne promienie bijące z otwartego okna poraziły moje tęczówki, w skutek czego musiałam je ponownie zamknąć. 
- Jak się czujesz? - niewyraźny głos dotarł do moich uszu, a łóżko na którym siedziałam, zapadło się na chwilę, dając mi znak, że ktoś na nim usiadł. Delikatnie i powoli otworzyłam oczy, próbując przyzwyczaić się do światła panującego w pomieszczeniu.
Wszystko wokół mnie było tak straszliwie jasne, że przez chwilę zaczęłam się zastanawiać czy nie jestem już w niebie.
Niestety widok siedzącego przy mnie Justin'a, uświadomił mnie, że to jednak piekło.
- Zostaw mnie. - szepnęłam, przyciągając swoje kolana do brody, co sprawiło mi ogromy ból. Dopiero teraz przypomniałam sobie o tym, że byłam kopana dobre kilka minut. Nawet nie chce widzieć tych wszystkich siniaków na moim brzuchu.
- Przestań już to w kółko powtarzać. - wywrócił oczami najwyraźniej podirytowany moim tonem głosu. 
- Jak długo byłam nieprzytomna?
- Cały dzień i noc. - spuścił wzrok na swoje nogi, jakby żałował tego co zrobił. Żałował? Och co ja pieprzę, on nigdy tego nie żałuje.
- Mogłabyś pójść ze mną w jedno miejsce? - zapytał, jednak pewnie nie oczekiwał, że powiem "nie", gdyż mu nie można się sprzeciwiać. Niepewnie wstałam na nogi i momentalnie złapałam się za dolną część swojego brzucha. To naprawdę cholernie bolało.
Justin bez żadnego słowa złapał mnie za rękę po czym wyprowadził z pokoju, zmierzając w stronę piwnicy. Dopiero teraz poznałam to miejsce. Znajdowaliśmy się w jego bazie, z której uciekłam.
Ale zaraz, dlaczego on mnie tak prowadzi?
Przełknęłam głośno ślinę, gdy dotarliśmy tego samego miejsca, w którym byłam przetrzymywana. Rozejrzałam się dokładnie po pokoju, przypominając sobie tamten dzień.
Dzień pierwszy.
Podeszłam do łóżka, które stało tam gdzie kiedyś i delikatnie przejechałam opuszkami palców, po białej pościeli.
Tyle wspomnień, o których chciałabym zapomnieć...
- Trzeba zakończyć to wszystko tam, gdzie się zaczęło. - usłyszałam za sobą drżący głos i nieświadoma niczego odwróciłam się do przodu. Widok jaki przed sobą zobaczyłam, totalnie zwalił mnie z nóg. Justin stał przede mną, trzymając w swojej ręce broń, wymierzoną prosto w moje serce. Mój oddech momentalnie przyśpieszył, gdy przyłożył lufę do mojego serca. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, płakać, uciec, jednak moje ciało było sparaliżowane. Może to dobrze? Może da mi w końcu ulgę? Z trudem spojrzałam w jego załzawione tęczówki, sama próbując powstrzymać wodospad łez, ale jak zwykle, nie potrafiłam.
- Przepraszam cię za wszystko Justin. - szepnęłam, zaciskając całej siły swoje mokre od płaczu powieki. Proszę, oby nie bolało.
- Zrób to szybko błagam. - skrzywiłam się, czekając na strzał, który ostatecznie miał rozerwać moje serce. Cała się trzęsłam próbując wmówić sobie, że będzie dobrze, że nie zaboli. Prawda jest taka, że nie było dobrze. Moje ciało nie potrafiło się uspokoić, a łzy dosłownie wylewały się z moich zamkniętych oczu. 
- Nie kurwa, nie potrafię. - usłyszałam i momentalnie zesztywniałam. Powoli otworzyłam powieki, jednak dalej nie potrafiłam się uspokoić. Wyglądałam jak galaretka w tej chwili.
Ale wracając... Co?!
Czy on powiedział, że nie potrafi?
Nie rozumiem, błagam Bieber miałeś mnie przed chwilą zabić, co z Tobą?
- Uciekaj. Wypierdalaj z mojego życia raz na zawsze, nie chcę cię nigdy więcej widzieć! - krzyknął, oddalając się ode mnie, po czym wskazał na drzwi swoim pistoletem. Nadal zero reakcji z mojej strony. Catilin rusz dupsko, on ci daje właśnie wolność!
- Ju... - zaczęłam, jednak jak zwykle mi przerwał.
- Nie, po prostu spierdalaj, teraz! - w końcu mój mózg doznał oświecenia i nie zważając na ból brzucha, wybiegłam jak najszybciej potrafiłam z jego bazy. Zimny podmuch wiatru, który przyjemnie otulił moją twarz, uświadomił mnie jeszcze bardziej o mojej wolności. 
- Żegnaj Justin. - ostatni raz spojrzałam na dom chłopaka i postanowiłam w spokoju odejść z tego paskudnego miejsca.
Jednak moja wolność nie trwała zbyt długo.
- Witaj księżniczko. - odwróciłam się przodem i po raz kolejny w dzisiejszym dniu, o mało co nie zasłabłam. Postać znajdująca się przede mną wróżyła tylko i wyłącznie kłopoty. Dlaczego jak zwykle ja muszę mieć takiego cholernego pecha w życiu? Co ja takiego złego wam wszystkim zrobiłam?

NIE WIEM, CZY SIĘ CIESZYCIE CZY NIE, 
ALE WRÓCIŁAM!

NO CÓŻ, NIE MOGŁAM JUŻ 
BEZ WAS WYTRZYMAĆ.

CHCIAŁABYM PODZIĘKOWAĆ
WSZYSTKIM, KTÓRZY PRÓBOWALI
MNIE "ZATRZYMAĆ",
TYM, KTÓRZY PODZIĘKOWALI
MI ZA MOJĄ PRACE
I TYM, KTÓRZY NADAL TU WCHODZĄ
Z NADZIEJĄ, ŻE DODAM KOLEJNY ROZDZIAŁ.

DZIĘKI WAM WRÓCIŁAM,
DAJECIE MI OGROMNĄ SIŁĘ,
BARDZO WAS KOCHAM :')

JEŻELI O MNIE NIE ZAPOMNIELIŚCIE,
TO ZAPRASZAM WAS NA 8 ROZDZIAŁ,
KTÓRY PRAWDOPODOBNIE POJAWI
SIĘ SZYBCIEJ NIŻ ZWYKLE.

JEŚLI CHODZI O SPRAWY ORGANIZACYJNE,
TO JULKA BĘDZIE PROWADZIĆ TWITTERA,
KTÓREGO PRZEZNACZYŁAM DO
INFORMOWANIA WAS O NOWYCH POSTACH.


JA, OSOBIŚCIE BĘDĘ RZADKO TAM ZAGLĄDAĆ,
MOŻECIE MNIE ZNALEŹĆ NA TT I ASKU

UZUPEŁNIŁAM BLOGA.
MOŻECIE POZAGLĄDAĆ WE WSZYSTKIE ZAKŁADKI,
KTÓRE WPROWADZĄ WAS W FABUŁĘ,
(spędziłam nad nimi całą noc ;_;)

ask: muffiss

CO SĄDZICIE OGÓLNIE O ROZDZIALE? 
PODOBA SIĘ?
JAK MYŚLICIE KTO PRZYSZEDŁ DO CATT?
DLACZEGO JUSTIN JĄ WYPUŚCIŁ?
WYRAŹCIE SWOJĄ OPINIĘ W KOMENTARZU :)



NA SAM KONIEC, CHCIAŁABYM ZAPROSIĆ
WAS NA MÓJ DRUGI BLOG.
ŻEBY ZAPOZNAĆ SIĘ Z FABUŁĄ,
ZAPRASZAM DO KARTY
"PROLOG+ZWIASTUN"

BROKERS GANG