30.11.2013

5. Siedem dni do śmierci.


Justin's POV 



Zacisnąłem dolną wargę, na tyle mocno, by odczuć ból. To było chore, znalazła coś, czego nigdy nie miała znaleźć. Co teraz powinienem zrobić? Chyba ją zabić. Nie, nie żartuje.
- Skąd to masz? - zapytałem w miarę spokojnie, spoglądając na białą maskę w jej dłoni.
- J-Justin.. - zająknęła się. - Jesteś Stalkerem? - Tak jestem i tak, kurwa, miałaś się nie dowiedzieć szmato.
- Nienawidzę Cię rozumiesz? Nienawidzę! - krzyknęła, po czym pobiegła w stronę schodów. Nie czekając dłużej, ruszyłem za nią. Byłem dość blisko, dlatego pociągnąłem za jej stopę, w skutek czego upadła. To dawało mi trochę więcej czasu. Zaczęła się czołgać, próbując wstać, jednak nadal trzymałem jej kostki. Chciała mnie kopać. Była spanikowana. Bała się, a to dawało mi coraz większą satysfakcję. Spojrzała za swoje ramię. Jej oczy były załzawione, a na policzkach miała już spore smugi od tuszu. Zaczęła płakać? Nareszcie.
- Ał! - syknąłem z bólu, łapiąc się na czoło. Ta mała zdzira przywaliła mi butem, a teraz ucieka. Oj, nie zostawię tak tego. Prędko zerwałem się na równe nogi, po czym pobiegłem do pierwszego pokoju. Próbowała majsterkować coś przy oknie. Hahaha, głupia.
- Nie uciekniesz mi, kochanie. - zaśmiałem się, podchodząc do niej. Szarpnąłem ją za włosy i ponownie upadła na kolana.
- Nie rozumiem, dlaczego mnie tak krzywdzisz. - szepnęła, łapiąc się za tył głowy ze zbolałą miną. Podniosła wzrok, by spojrzeć mi prosto w oczy i wtedy...
Wtedy to wszystko wróciło. 



*WSPOMNIENIE* 

Mama dała mi parę dni wolnego, bym ogarnął się jakoś ze śmiercią najbliższej mi osoby. Niestety, dziś była środa, musiałem wrócić do szkoły. Słyszałem ich ciche śmiechy za plecami i te wszystkie dziecinne wkurwiające komentarze. Fakt, trochę to bolało, jednak najbardziej zraniła mnie osoba, w której byłem po uszy zakochany. Caitlin i Josh stali jak zwykle pod "swoim drzewem" wyznał jej tam kiedyś miłość czy coś. Brunetka miała swoją ulubioną letnią sukienkę, która ukazywała jej długie opalone nogi. Jej włosy powiewały we wszystkie strony, ale mimo tego, wyglądała pięknie.
- I co Bieber, tatuś pochowany? - usłyszałem głos tego pedała, chłopaka Caitlin. Miał zawsze do mnie jakiś problem i tą cholerną satysfakcję, że ona wybrała jego. Całkowicie zignorowałem jego ironiczne pytanie i ruszyłem w stronę szkolnego budynku.
- Nie podoba mi się Twoje zachowanie dupku. - momentalnie tak znikąd pojawił się przy mnie. A ona? Stała za nim. Była niepewna, czułem to.
- Zostaw mnie w spokoju, naprawdę nie mam humoru się teraz z Tobą kłócić. - wywróciłem jednoznacznie oczami, próbując nie zważać na grupkę ludzi, która nas okrążyła.
- Byłem tej nocy w zakładzie. Mogłem zadzwonić po pogotowie, widząc jak staruszek się dusi po tym jak grupka dzieciaków na niego napadła. Myślisz, że tego nie widziałem? - zaśmiał się. Spojrzałem na niego srogo, uświadamiając sobie, że był tam. Mógł go uratować. Ale nie zrobił tego.
- Spłodził takie gówno jak Ty, to musiał ponieść karę. - nie wytrzymałem. Rzuciłem się na niego, okładając jego twarz pięściami. Ludzie wokół nas zaczęli mi kibicować, a ja już miałem wstać i go skopać, jednak poczułem drobne ręce oplatające mój brzuch, które odciągnęły mnie od chłopaka.
- Zostaw go! - usłyszałem dobrze znany mi głos. Odwróciłem się i zauważyłem Caitlin.
- Czy Ty go bronisz po tym wszystkim co mi zrobił? Jesteś podła. - zjechałem ją od góry do dołu wzrokiem, wręcz z obrzydzeniem.
- Myślisz, że jej też wtedy nie było? - spojrzałem na Josh'a, który był cały we krwi i mówił z ledwością.
- Patrzyłaś jak mój ojciec umiera i nic z tym nie zrobiłaś? - zapytałem ze zdziwieniem, czując jak do moich oczu napływają łzy. Jak ona mogła?
- T-tak.. I jestem z tego zadowolona. - po tych słowach miałem już pewność, że moje wszystkie uczucia do niej wygasły. 



*KONIEC WSPOMNIENIA* 

- Ty jebana suko! - krzyknąłem z przypływu emocji. Złapałem ją po obu stronach za szyję, po czym przywarłem jej ciałem do ściany, podnosząc je nieco wyżej. Zaczęła się dusić, próbując odciągnąć moje ręce, lecz miała zbyt mało siły. Gdy przypomniałem sobie o tym wszystkim,  nie potrafiłem panować nad złością.
- Musisz odpłacić za swoje grzechy, rozumiesz?! - wydarłem się, puszczając jej ciało, na co upadła. Przeraźliwie kaszlała, jednocześnie łkając z bólu. Cierpiała, to dobrze. Spojrzałem na niebieską ścianę, na której wisiało zdjęcie moje i taty. Momentalnie do moich oczu zaczęły napływać łzy. Kocham go. Chce żeby wrócił. Chce żeby był przy mnie.
- Przez Ciebie straciłem wszystko! - warknąłem na Caitlin, odciągając się od poprzednich rozmyśleń. Była w szoku. Nie wiedziała albo udawała, że nie wie o co w tym wszystkim chodzi. Bez zastanowienia wymierzyłem jej ręką prosto w twarz. To sprawiło... Że poczułem się lepiej. Wykonałem ponownie poprzednią czynność. Dobra, czas przejść do konkretów. Położyłem lewą stopę na jej brzuchu, delikatnie naciskając. Zaczęła płakać, a wręcz wyć z bólu, jaki jej przed chwilą zadałem. Och, skarbie będzie gorzej.
- Justin błagam... - szepnęła z ledwością, skulając się w kłębek, tym samym chroniąc swój brzuch rękoma.
- Mój ojciec też błagał! - krzyknąłem przez łzy, zaczynając ją kopać. Robiłem to coraz mocniej słysząc jak krzyczy, prosi bym przestał. Ale nie potrafiłem. Do czasu, aż przestała reagować.
Zemdlała.
Upadłem na kolana tuż przed jej ciałem i rozpłakałem się jak dziecko. Miałem twardy charakter, który mięknął pod wpływem wspomnień związanych z tatą. Był jedyną osobą jakiej ufałem. Nigdy nie pogodzę się z jego śmiercią.
- Przepraszam, to wszystko dla Ciebie tato. - wyszeptałem wstając i zmierzając ku drzwi. Ostatni raz spojrzałem na jej leżąca postać. Wyglądała jakby spała. Mogła być moja, gdyby nie zrobiła mi z życia piekła. Ale jak to się potocznie mówi, oko za oko, ząb za ząb. Wiem, że to brzmi podle, ale myślę, że to tylko jest przez ból jaki u mnie wywołała. 




Caitlin's POV 

Poczułam mocny ucisk w okolicach żeber i pieczenie na policzku. Powoli otworzyłam powieki, próbując przypomnieć sobie gdzie jestem. Och nie... Moje ręce były zapięte do jakieś srebrnej rury, przy której stałam. Nogi były również związane, jednak sznurkiem, co uniemożliwiało mi jakiekolwiek poruszanie nimi. Rura, przypominała mi nieco te wszystkie od striptizu. W sumie, ten pokój wyglądał jak wnętrze jakiegoś klubu nocnego. Szarpnęłam rękoma, przez co kajdanki wbiły się w moją skórę. Gdzie ja w ogóle jestem? Pamiętam tylko, że poszłam do łazienki, a tam znalazłam maskę. Czyli Justin był Stalker'em. Tak, nie mam już wątpliwości. Czekaj, stop. Nie przypominam sobie, żebym go kiedykolwiek spotkała, a po jego opowieściach wnioskuje, że widziałam go nie raz. Fakt, mam trochę prześwity wspomnień z tamtych lat, jednak nie za dużo. Po mojej ostatniej próbie samobójczej, spadłam ze schodów. Straciłam pamięć, mogłam żyć w świadomości, że nigdy nie zostałam skrzywdzona. Mogłam żyć bez bólu, jednak mój cudowny tatuś mi wszystko opowiedział, żebym była świadoma co mi się stało. Naprawdę, ta wiedza nie była mi jakoś szczególnie potrzebna.
- Witaj księżniczko. - z rozmyśleń wyrwał mnie zachrypnięty głos Justin'a. Podniosłam głowę na tyle, by spojrzeć prosto w jego oczy. Posłałam mu spojrzenie typu "nienawidzę Cię i wypuść mnie albo będziesz tego gorzko żałował", co mu się chyba nie spodobało, gdyż warknął coś obraźliwego na mój temat pod nosem.
- Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę? - zapytał. Wczorajszą? To ile dni nie było mnie w domu? Pogubiłam się.
- Spójrz. - podszedł bliżej mnie, wyciągając fotografię, przed moją twarzą. Dmuchnęłam na włosy, które zasłaniały moją widoczność i już po chwili, dokładnie wpatrywałam się w zdjęcie pokazane przez bruneta. Przedstawiało uśmiechniętego mężczyznę, który trzymał w swoich objęciach młodego chłopaka, w czarnych rurkach, fioletowym swetrze i włosami w kształcie "bombki". Spojrzałam na Justin'a i ponownie na zdjęcie.  Powtórzyła czynność trzy razy po czym mało co nie zakrztusiłam się śliną ze zdziwienia.
- O cholera, to jesteś Ty a to jest.. - szepnęłam kompletnie zszokowana. Nigdy nie spodziewałam się, że dożyję w chwili, gdy stanę twarzą w twarz z nim.
Z chłopakiem, który latał za mną przez całe gimnazjum.
Z chłopakiem, który ratował mi życie.
Z chłopakiem, który próbuje zemścić się na mnie za to, 
że nie uratowałam jego ojca.
Wszystko powoli zaczęło układać się w jedną całość. Poczułam mocny ucisk w głowie, na co syknęłam ściskając z całych sił swoje powieki.
To wszystko wróciło.
Justin Bieber.
Chłopak, który niejednokrotnie próbował mnie poderwać. Wyróżniał się charakterystyczną grzywką i fioletowymi bluzami/swetrami. Jednak mimo jego zalotów, wybrałam Josh'a. Dojrzały chłopak z wyższej sfery. Ludzie śmiali się, że chodzi z dzieckiem. No cóż, byłam młoda. Dlatego mnie zgwałcił. Chciał na siłę pokazać każdemu, że jestem już dorosła jak na swój wiek. Jednak nie byłam. Chciałam zginąć. Odejść z tego ponurego świata. Człowiek, który nie był zgwałcony, nie zrozumie jaki to ból. Jak bardzo pragnie się śmierci. Justin? On nie rozumiał. Chciał mi pomóc, dlatego, że mnie kochał. Ale jak on mógł, po tym wszystkim co mu zrobiłam? Byłam tamtej nocy z Josh'em i jego ekipą. Widziałam ojca Justin'a. Chciałam mu pomóc. Na Boga przyrzekam, że chciałam! Ale kazali mi siedzieć cicho. Patrzyłam jak ten mężczyzna umiera. To strasznie bolało. 
Moje sumienie jest brudne i będzie brudne do końca życia.
- Caitlin! - warknął, wyciągając mnie z moich wcześniejszych rozmyśleń.
- Ty.. Zmieniłeś się. - przyznałam. W przeciągu tych kilku lat stał się bardzo dojrzały. Ale jego charakter wskazywał, że nadal jest pieprzonym dzieckiem.
- Teraz już rozumiesz? Mam nadzieje, że tak. Odpłacisz swoje wszystkie grzechy. Mówiłem, że będziesz moja! - krzyknął, na co się wzdrygnęłam. Odkąd poszłam do Girl Doll powtarzałam, że Justin to idiota i mam ochotę mu wpierdolić. Teraz, gdy on wpierdolił mi, boję się go.
- Nie chciałam tego. - spojrzałam na niego, zagryzając dolną wargę, powstrzymując łzy.
- Nie zagryzaj tej cholernej wargi. - warknął sfrustrowany. Skrzywiłam się pod jego obniżonym tonem głosu, co wskazywało, że jest zły. No brawo, czy on w ogóle kiedyś był radosny?
- Będziesz czuć ból. - wyszeptał bardziej do siebie niż do mnie, po czym okrążył mnie, stając za mną.
- Będziesz czuć to co mój ojciec. - jego miętowy oddech odbił się o moją szyję. Miałam ochotę się rozpłakać i chyba zaraz tak zrobię.
- A po siedmiu dniach męczarni, zginiesz. - oznajmił stanowczo.
Ostatnie słowo. O-s-t-a-t-n-i-e.
Sprawiło, że ledwo co nie upadłam. Czy on ma zamiar mnie zabić?
- Miałem inny plan. Jednak, gdy już odkryłaś kim jestem, musisz zginąć. - no to teraz wiadomo, po co była mu maska. Dupek. Odsunął się ode mnie, po czym wrócił na poprzednie miejsce, centralnie na przeciwko mnie. Coś w jego kieszeni zaczęło wibrować. Podejrzewałam, że był to telefon i wcale się nie myliłam.
- Co chcesz Tom? - zapytał, odciągając ode mnie wzrok.
- Czekaj jak to dziś? Nie stary, nie mogę. - westchnął, wracając do mierzenia każdego milimetra mojego ciała. Łapczywie spoglądał na mój odsłonięty skrawek brzucha. Uch, co za niewyżyte dziecko.
- Wiem, że muszę... Dobra 21? Wykombinuje coś, narka. - zakończył połączenie, wysuwając swojego iPhone'a do spodni. Między nami zapanowała cisza. Nie chciałam się odzywać, bo jeszcze mogło mi się oderwać. Znowu.
- Idziemy na imprezę. - mruknął, ciągnąc za końcówki swoich włosów. Jego wyraz twarzy nie wyglądał zbyt szczęśliwie, ale w sumie mu się nie dziwię, również nie byłam zadowolona.
- Wiem, że nie chcesz, ale nie mogę przegapić tej domówki. - podszedł bliżej mnie, na co moje ciało momentalnie się spięło. Zaśmiał się krótko, kładąc dłonie na moich biodrach. Ostrzegam Bieber, jeszcze jeden niewłaściwy ruch, a skopie Ci dupę.
- Po co ja mam tam iść? - warknęłam, wywracając oczami i momentalnie ugryzłam się w język. Justin spojrzał na mnie srogo, wyczekując przeprosin za mój niewłaściwy ton głosu. Spuściłam głowę w dół, spoglądając na jego białe buty i modląc się w duchu, by mnie nie uderzył.
- Ponieważ nie pozwolę Ci znowu uciec skarbie. - zaśmiał się wprost w moje ucho.
Bipolarność, oj bipolarność.
- Pewna kobieta pomoże Ci się ubrać. Żeby było jasne, nikt z mojej rodziny o Tobie nie wie oprócz Victorii. - podszedł do drzwi przekraczających próg.
- Aha, i nie próbuj wykonać jakiś niedozwolonych ruchów, bo zabije Twoją matkę. - puścił oczko w moją stronę po czym odszedł zatrzaskując drzwi.
Podsumujmy.
Mój były adorator porwał mnie, by zemścić się na mnie, za śmierć jego ojca. Na dodatek chce mnie jeszcze zabić. Czy tylko mi się wydaje, że on jest jakiś... Psychiczny? Zawsze się z tego śmiałam, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to może być poważny problem, z którym on sobie nie radzi. Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Naprawdę? Kto puka do własnego pokoju w którym przetrzymuje swoją ofiarę?
- Czego chcesz Bi... - przerwałam, gdy zobaczyłam wysoką blondynkę, otwierającą drzwi. Miała może z około 30 lat. Uśmiechnęła się promiennie w moją stronę, po czym podeszła bliżej. Kto uśmiecha się na widok przywiązanej do rury, uprowadzonej dziewczyny? Psychiczne.
- Witam Cię Caitlin, nazywam się Victoria i mam za zadanie wyszykować Cię na dzisiejsze spotkanie. - powiedziała formalnym głosem, wyjmując drobny kluczyk z kieszeni swojej ołówkowej spódnicy. Wsunęła go w zamykanie po czym odpięła kajdanki, a ja poczułam ogromną ulgę. Syknęłam z bólu pocierając wewnętrzną stronę nadgarstków, a Vi w tym czasie rozwiązała mi sznurek, który oplatał moje nogi. Pierwsza myśl? Ucieczka. Druga myśl? Nie mogę tego zrobić, bo Stalker zabije moją mamę. Wole cierpieć całe życie, niż narazić ją na śmierć.
- Pozwól, proszę za mną. - wskazała ręką drzwi. Delikatnie skinęłam głową, wykonując jej polecenie. Szłyśmy po schodach, od czego strasznie bolały mnie stopy. Nigdy nie miałam zbyt dobrej kondycji. Stop, miałam. Ale to tylko dlatego, że uciekałam przez moimi porywaczami. Jak się później okazało, trafiłam do domu najgorszego z nich - Justin'a.
Ach, ja i moje szczęście.
- Pan Bieber będzie tu za jakieś 30 minut. Mam nadzieje, że tyle czasu nam wystarczy. - weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, które okazało się garderobą. Była ogromna! Większa od mojego pokoju. Przerzuciłam wzrok na półki i dostrzegłam damskie ubrania. Po co chłopakowi babskie ciuchy? On musiał kogoś mieć, lub kogoś ma, nadal.
- Hej Caitlin, nie musisz się mnie bać. - potarła z troską moje ramię, na co mały, wymuszony uśmiech wymalował się na moich ustach.
- Nie odzywasz się do mnie, od kiedy mnie zobaczyłaś. Chcę Ci tylko pomóc. - chcesz mi pomóc? To mnie stąd kurwa zabierz! Skrzywiła się na brak mojej relacji, po czym odwróciła się ponownie w stronę ubrań, mierzyć każdą możliwą kreację swoimi błękitnymi oczami.
- Myślę, że w tej będziesz wyglądać naprawdę dobrze. - stanęła na palcach sięgając po krótką czarną sukienkę.
Nie. Za krótka.
- Do tego jeszcze to, to i to. - zabrała coś z pobliskiej półki, po czym położyła cały strój na podłodze.
- Przebierz się. Będę za drzwiami jakbyś czegoś potrzebowała. - oznajmiła wychodząc. Przewróciłam oczami rozbierając się do samej bielizny. Naprawdę chciałabym wziąć prysznic zanim się ubiorę.
- Em.. Victoria? - zawołałam co bardziej wyglądało jak pytanie.
- Potrzebujesz czegoś skarbie? - zapytała otwierając minimalnie drzwi.
Byłam w bieliźnie, och.
- Mogłabym się wykąpać? - zasłoniłam rękoma swój biust, czując się niezręcznie.
- Oczywiście, widzisz te drzwi po lewej? - zapytała wskazując palcem w odpowiednią stronę. - Tam jest łazienka. Jeśli się uszykujesz, zawołaj mnie. - skinęłam, na co ponownie zniknęła z mojego pola widzenia. Weszłam do łazienki. Cóż, była dość skromna. Znajdowały się tam jeszcze jedne dębowe, solidne drzwi. Pewnie prowadziły do sypialni, wiecie, takie połączenie pokoju, łazienki i garderoby. Zdjęłam bieliznę, po czym związałam włosy w koka, wchodząc do kabiny. Odkręciłam ciepłą wodę i momentalnie jęknęłam z zadowolenia. Tego mi było potrzeba, porządnego prysznicu.
- Caitlin? - usłyszałam głos za drzwiami garderoby. Cholera, o mało co się nie poślizgnęłam. 
- Tak?
- Zostawiłam Ci bieliznę na krzesełku przy sukience. - no tak, Victoria. Mam nadzieje, że w podobny sposób przygotuje mnie do śmierci.
Nie, to nie był żart.
- Dziękuję. - krzyknęłam, zakręcając wodę. Sięgnęłam pierwszy lepszy ręcznik i owinęłam się nim dość dokładnie. Czułam się naprawdę bardzo odprężona, mimo, że moja kąpiel nie trwała dość długo. Ponownie weszłam do wyznaczonego pomieszczenia spoglądając na stanik oraz majki, który wybrała mi kobieta. Wydawały się dość... Skąpie? Wytarłam ręcznikiem dokładnie swoje ciało, usuwając każdą możliwą krople wody. Założyłam bieliznę, tym samym przenosząc wzrok na czarne zakolanówki. Cała na czarno? Chyba obchodzę żałobę przed moją śmiercią. Wywróciłam oczami wsuwając je na swoje nieidealne nogi, po czym chwyciłam krótką sukienkę. Przełożyłam ją przez głowę prostując jej końcowy krój. Definitywnie, za bardzo obcisła.
- Jestem gotowa. - oznajmiłam głośno mając nadzieję, że Vi mnie usłyszy.
- Wyglądasz cudowne! - zachwyciła się na mój widok, a ja o mało co nie dostałam zawału. Dość szybko i dość cicho weszła.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się, choć w środku czułam kompletny wstręt do samej siebie.
- Tam masz lustro. - wskazała widząc, jak próbuje zasięgnąć wzrokiem całą kreacje.
Och ja idiotka, nie zauważyłam go wcześniej.
Przygryzłam wargę z zakłopotania obracają się w stronę lustra. Wyglądałam... W sumie nie za dobrze, nie za źle. Czarne zakolanówki sięgały do połowy moich ud. Sukienka była na tyle krótka, by ukazać kawałek moich opalonych nóg. Przy samej szyi miała biały kołnierzyk, ozdobiony złotymi ćwiekami. Nie była jednak już tak mocno obcisła jak wspomniałam na początku.
- Trzeba jeszcze zakryć Twoje siniaki. - podeszła do lustra, a ja momentalnie przeniosłam wzrok na swoją twarz.
O mój Boże.
Na moim policzku uformował się dość widoczny siniaki w kształcie odcisku ręki. Victoria chyba o wszystkim wiedziała, skoro tak spokojnie zareagowała.
- Usiądź. - przysunęła krzesło w moją stronę. Wykonałam jej polecenie, a ona zastanowiła się chwile, sięgając po przybory do makijażu znajdujące się na trzeciej półce.
- Musimy się pośpieszyć. - powiedziała, dając mi znak bym zamknęła oczy. Robiła coś przy moim policzku, co delikatnie łaskotało. Potem, przerzuciła się na oczy, malując chyba kreski. Tak czułam.
- Gotowe, jeszcze tylko poprawimy Twoje śliczne włoski. - zachowywała się jak moja mama. Robiła tyle ile mogła, dawała z siebie wszystko.
- Ałć. - syknęłam czując jak mocno rozczesuje moje fale. Posłała mi tylko przepraszające spojrzenie, po czym wróciła do swojej czynności. Gdy w końcu skończyła torturować moje włosy, podała mi również czarne, wysokie szpilki. Błagam wszystko tylko nie szpilki. Miałam już powiedzieć, że nie czuje się w tych butach, jednak głośny trzask drzwiami kompletnie mnie ogłuszył. Wzdrygnęłam na co Victoria posłała mi spojrzenie typu "ubieraj i nie marudź. On tu jest.
ON TU JEST.
Jest już. W zaskakująco szybkim tempie założyłam szpilki, po czym wyprostowałam swoją sylwetkę, nawet nie mając czasu przejrzeć się w lustrze, gdyż Justin wszedł do garderoby, lustrując moje ciało. Byłam szczerze zadowolona jego wyglądem. Założył białe trampki,  ciemne obcisłe spodnie, biała bluzkę z nadrukiem i czarną skórzaną kurtkę. Jego włosy mówiły "hej właśnie uprawiałem seks", ale według niego to była idealna fryzura, nad którą spędził pewnie 2 godziny. Jedyna rzecz, która mnie rozbawiła to jego ciemne okulary.
Serio Justin? Serio?
Jest ciemno na dworze, o matko, czy Ty czasami myślisz?
- Chodź. - warknął wyciągając rękę w moją stronę. Miło, że pochwaliłeś mój strój dupku. Cześć sarkazm.
- Dziękuję za wszystko. - zwróciłam się w stronę blondynki, po czym zapałam rękę Justin'a. Chwycił ją na tyle mocno, że o mało co nie połamał mi moich kości. Ale to bez różnicy, przecież i tak zginę. Pociągnął mnie w stronę wyjścia, a gdy moje ciało zetknęło się z zimnym powietrzem, próbowałam rozszyfrować gdzie jestem. Jednak na marne, gdyż było ciemno.
- Właź do samochodu. - rozkazał. Wielki Panicz się znalazł. Mimo, iż nie miałam na to ochoty, musiałam. Nie mogłam pozwolić, by coś zrobił mojej mamie. Justin zajął miejsce kierowcy, po czym z dużą prędkością wyjechał na ulice. Nie jechaliśmy dość długo. Przez całą drogę żadne z nas się nie odezwało. Głucha cisza.
- Teraz przedstawię Ci zasady. - przemówił w końcu, pakując przy jakimś dużym domu. W sumie, nie bardzo go rozumiałam przez tą głośną muzykę.
- Załóż to. - podał mi jakąś dziwną migającą bransoletkę.
- Co to? - zapytałam, unosząc brwi ku górze ze zdziwienia.
- GPS. - uśmiechnął się sztucznie, na co parsknęłam. GPS? Co ja kurwa, jego własnym psem jestem? Wywróciłam oczami (co szczególnie mu się nie spodobało) i zapięłam przedmiot na swoim prawym nadgarstku. - Coś jeszcze? - zapytałam lekceważąco, na co złapał moją brodę pomiędzy kciuk, a palec wskazujący. Zrobił to na tyle mocno, że miałam ochotę kopnąć go w jaja, za zadanie mi takiego bólu.
- Słuchaj szmato, nie traktuj mnie tak, bo tylko pogarszasz swoją sytuację. Masz udawać moją dziewczynę, tak wiem mnie też to nie cieszy, ale nie mogę ryzykować tym, że znowu uciekniesz. - puścił mnie, wychodząc na co rozmasowałam swoją szczękę. Czy on kiedykolwiek nauczy się szanować drugiego człowieka?
Wyszłam z auta, zatrzaskując mocno drzwi, co go najwyraźniej wkurzyło.
- Naucz się szanować cudze przedmioty! - warknął unosząc rękę do góry, lecz momentalnie ją opuścił, widząc grupkę przechodzących obok nas ludzi. Co Bieber, nikt nie wie, że mnie nadużywasz?
- W takim razie, Ty naucz się szanować inne osoby. - dodałam już szeptem, nie mając pewności czy mnie usłyszał, ale może tym lepiej.
- Tylko nie myśl, że zabieram Cię tu, bo Cię lubię. Jesteś nic niewartą suką. - parsknął śmiechem, podwijając rękawy swojej kurtki. Dzięki za komplement.
- Spróbuj wykonać jeden niedozwolonych ruch, a zabije Twoją matkę. - złapał mnie za rękę.
- Na Twoich oczach. - dodał już szeptem, bym tylko ja to usłyszała. Nienawidzę go. Syknęłam z bólu pod wpływem jego mocnego szarpnięcia, po czym przekroczyłam próg drzwi. Od razu zrobiło mi się cieplej, ale zapach papierosów i alkoholu sprawił, że zaczęłam kaszleć. Justin zaśmiał się krótko, co wyglądało raczej jakby ze mnie zadrwił.
- Bieber! - razem z brunetem odwróciliśmy się w tył, by dostrzec osobę krzyczącą jego nazwisko. Jak się później zorientowałam, był to chłopak.
- Alfredo, stary jak dobrze Cię widzieć. - Justin puścił moją dłoń, po czym rzucił się w objęcia, nieznajomego mi chłopaka. Wyglądali jak starzy przyjaciele, którzy dawno się nie widzieli.
Alfredo? Na pierwszy rzut oka wydawał się naprawdę w porządku.
- A co to za piękna dziewczyna tam się chowa hmmmm? - chłopak poruszył jednoznacznie brwiami, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się rumieniec. Nikt nigdy, nie prawił mi komplementów.
No, nie wykluczając mamy.
- Moja kochana dziewczyna, Caitlin. - Justin zaśmiał się krótko, stając ponownie przy mnie, po czym chwycił moją dłoń, złączając nasze palce. Ja? Ja dziewczyna? 
Och. Jaka. Z. Nas. Idealna. Para. Sarkazm.
- Miło mi Cię poznać. - wyciągnął dłoń w moim kierunku, na co delikatnie ją uścisnęłam.
- Ciebie również. - mam nadzieje, że mnie słyszał mimo tej głośnej muzyki. Bieber, widząc jak uśmiecham się do jego kolegi, ścisnął moje kostki u rąk. To ma być jakiś znak?
Um, nieważne.
Skoro już tu przyszłam, mam zamiar trochę się zabawić,
BEZ NIEGO.
- Jesteście przesłodcy. Mam nadzieje, że dobrze dbasz o mojego przyjaciela. - zaśmiał się Fredo, gdy zmierzaliśmy w kierunku baru. Odwzajemniłam gest, nie mając ochoty dalej ciągnąć tego tematu. To raczej on powinien bardziej dbać o mnie, albo chociaż nie traktować mnie jak gówno.
- Zamówię nam coś mocnego. - oznajmił Justin, nie pytając mnie nawet o zdanie, czy chce, czy mam ochotę. Dupek.
Czekając na zamówienie, przyglądałam się dokładnie mojemu "cudownemu chłopakowi." Nawet jak pomyślę w ten sposób o nim, momentalnie chce mi się rzygać. Siedział na barowym krześle wpisując coś z swojego czarnego iPhone'a. Raz po raz się uśmiechał, co wskazywało na to, że z kimś pisze. Szybko odwróciłam wzrok, orientując się, że on również lustruje każdy milimetr mojego ciała. Powtórzę się, no ale cóż, muszę.
JEST DUPKIEM.
- Oto wasze drinki. - kelner postawił na ladzie trzy szklanki z kolorowym napojem. Skrzywiłam się na sam widok, nie przepadam za alkoholem.
- Pij to szmato. - usłyszałam donośny głos Justin'a, co mnie zdziwiło, gdyż wątpię, że nazwałby mnie tak w towarzystwie swojego kolegi. Rozejrzałam się na boki.
A no tak, Alfredo zniknął.
Przewróciłam oczami, biorąc łyk swojego drinka.
Ach, za mocny.
- To jest nie dobre. - moja mina była podobna jak po zjedzeniu cytryny w trzeciej klasie.
Łał, dzięki Justin.
- Jesteś strasznym dzieckiem. - wyszeptał prosto do mojego ucha, a ja momentalnie wyczułam alkohol. Spojrzałam na jego szklankę... Pusta?! Matko Święta dla niego to chyba rutyna.
- Muszę iść do łazienki. - oznajmiłam, wstając, na co Justin momentalnie mnie zatrzymał. Spojrzałam z bok, widząc idącego Fredo z jakąś rudą, niską, dziewczyną. Mój wzrok ponownie zjechał na Justin'a. Oblizał usta, kładąc swoje ręce na moje biodra. Och, tyle czułości, gdy jego przyjaciel jest w pobliżu. Serio, nadajesz się na aktora, Bieber.
- Pamiętaj. - szepnął, zjeżdżając jedną ręką na moje udo. Spojrzał  na nie, jeżdżąc kciukiem przy zakończeniu mojej zakolanówki. 
Przeszedł mnie dreszcz. Nieprzyjemny. Obrzydliwy, bo mnie dotykał.
- Zrób jeden niedozwolony ruch. - zaczął, po czym przerwał wkładając do połowy palec wskazujący w czarny materiał. Wzdrygnęłam się.
- A wtedy ja. - złapał za moje ramię, przyciągające mnie na tyle blisko, by moje ucho, znalazło się tuż przy jego wargach. Nie przestawał rysować kółek na moim udzie. Ludzie obserwując nas, pewnie myśleli "Patrz jak się kochają", "Zaraz będą się pieprzyć na naszych oczach."
Zemdliło mnie.
- Zabije wszystkie najważniejsze osoby w Twoim życiu. - wyszeptał, mając stu procentową pewność, że tylko ja go usłyszałam. Zrobiło mi się momentalnie sucho w gardle na jego szantaż. Albo ja przeżyje, albo oni.
Tak macie rację, zginę.
- A teraz idź do łazienki skarbie. - powiedział już na głos, 
spoglądając na swojego przyjaciela, który kończył już kolejny (bo na pewno nie pierwszy) drink. Justin uszczypnął lekko moje udo, dając mi znak bym odeszła.
I jak najprędzej, to zrobiłam. 




Justin's POV

Czy była gorąca? Oj tak, nawet bardzo. Wysokie szpilki, zakolanówki i czarna krótka sukienka idealnie dopasowały się do jej kształtów, ukazując jak najwięcej nóg z czego byłem zadowolony. Aż szkoda zabijać, taką piękną buźkę, ale obowiązki to obowiązki.
- To ile już razem jesteście? - to pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu. Cholera.
- No wiesz.. - mruknąłem, drapiąc się po karku, próbując wymyślić coś sensownego.
- Trzy tygodnie. - odpowiedziałem w końcu stanowczo. Na moje szczęście, Fredo nie wypytywał już więcej o szczegóły naszego "związku", co pozwoliło mi rozejrzeć się za jakąś fajną laską na dzisiejszą noc. Ta za chuda, za gruba, za dziecinna, za brzydka, blondynkę pieprzyłem ostatnio to nie.
Jezu, tak dużo wyboru, a nadal nie ma tej idealnej.
Wstałem podchodząc do małej grupki dziewczyn i tak, znalazłem. Ciemno skóra brunetka. Idealna na dzisiaj.
- Cześć kochanie. - przytuliłem ją od tyłu, cmokając w szyję. Chyba zrozumiała o co chodzi, gdyż bez słowa pociągnęła mnie w stronę najbliższych toalet. Dziwka. Jak wszystkie inne. Nie mam do nich szacunku, bo one nie mają szacunku do siebie. Proste i logiczne.
- Nazywam się Justin. - oznajmiłem na wypadek, jakby chciała krzyczeć moje imię czy coś. Lubie jak to robią. Dziewczyna skinęła głową, wchodząc do łazienki. Wszystkie kabiny były zajęte, oprócz jednej, z uchylonymi drzwiami. Kopnąłem je lekko mając zamiar wejść do środka, jednak widok jaki w niej zobaczyłem sprawił, że o mało co nie zemdlałem z bólu jaki mnie zaczął wypełniać od środka.
- Caitlin! - krzyknąłem upadając na kolana. Chciałem żeby cierpiała, ale tylko z mojego powodu. Do kurwy nędzy, mam mieszane uczucia.
- Cholera jasna. - szepnąłem, ciągnąc z całych sił za końcówki moich włosów.
To ja jej miałem zadać ból.
Nikt inny.
JA.

MUSIAŁO SIĘ STAĆ COŚ
STRASZNEGO, SKORO
JUSTIN ZEPSUŁ SWOJE
IDEALNE WŁOSY.

DRAAAAAAAAAAMA <3

TAK, ROZDZIAŁ MIAŁ BYĆ WCZEŚNIEJ, 
ALE MAM TERAZ STRASZNIE
DUŻO SPRAWDZIANÓW
I MUSZĘ SIĘ PRZYŁOŻYĆ.

NA DODATEK SĄ BŁĘDY
DO POPRAWIENIA, 
A NIE CHCE NADWYRĘŻAĆ 
MARTYNKI,
KTÓRA I TAK DUŻO
DLA MNIE ROBI :) x

KOLEJNY?
PONIEDZIAŁEK-ŚRODA
COŚ MIĘDZY TYMI DNIAMI.
NIE ZAWIODĘ WAS SPOKOJNIE.

OK, SPRAWY ORGANIZACYJNE:

OSOBY, KTÓRE CHCĄ BYĆ
INFORMOWANE, PROSZĘ O PODANIE
NAZWY W ZAKŁADCE "INFORMOWANI"
NIE W KOMENTARZACH.
BO TRUDNIEJ JEST MI WAS
POGRUPOWAĆ :(

DRUGA SPRAWA

ZAŁOŻYŁAM W KOŃCU TT,
KTÓREGO SPECJALNIE PRZEZNACZYŁAM DO
OPOWIADANIA.
ZNALAZŁAM RÓWNIEŻ DZIEWCZYNĘ,
KTÓRA POMOŻE MI GO PROWADZIĆ

JA OSOBIŚCIE RZADKO BĘDĘ WCHODZIĆ
NA TO KONTO.
ZNAJDZIECIE MNIE NA MOIM
TWITTERZE ORAZ ASKU.
(KONTAKT MACIE W ZAKŁADCE)

TERAZ PODZIĘKOWANIA

JESTEŚCIE WSZYSCY CUDOWNI!
KOCHAM WAS MOJE MAŁE ANIOŁKI.
DZIĘKI WAM MAM OCHOTĘ PISAĆ
KOLEJNE ROZDZIAŁY.

KAŻDY WASZ KOMENTARZ,
KAŻDA WASZA OPINIA
JEST DLA MNIE WYJĄTKOWO WAŻNA. 
DZIĘKI TEMU NA PRAWDĘ SIĘ UŚMIECHAM!
ALBO JAK PISZECIE, ŻE MNIE KOCHACIE
AWWWW TO JUŻ W OGÓLE WARIUJE 
ZE SZCZĘŚCIA HAHAH.

CHCĘ, ŻEBYŚCIE WIEDZIELI, 
ŻE JA RÓWNIEŻ WAS KOCHAM.
I CIESZĘ SIĘ, ŻE JESTEŚCIE TU, ZE MNĄ.

JEŚLI TO CZYTASZ,
WIEDZ, ŻE CIĘ KOCHAM :) x

DOBRA, MUSZĘ LECIEĆ.

PS.
ROZDZIAŁ DEDYKUJE MOJEJ
KOCHANEJ MALINCE AKA OLCI
KTÓRĄ BARDZO MOCNO
KOCHAM
MIMO TEGO JAK
BARDZO MOCNO MNIE CZASEM WKURZA
WIEM, ŻE TO CZYTASZ SKARBIE <3 :D

11.11.2013

4. Ucieczka.


Caitlin's POV

Obudziłam się z mocnym bólem głowy. Wstałam do pozycji siedzącej i momentalnie zamarłam. To nie był mój pokój. To nie był pokój, który kiedykolwiek widziałam. Co się do cholery dzieje? Gdzie ja jestem?!
- Widzę, że wstałaś. - usłyszałam komputerowy głos. Nikogo, oprócz mnie nie było w pomieszczeniu. Słyszałam kogoś, ale nie mogłam go zobaczyć. Błagam powiedzcie, że to jakiś głupi żart.
- Kim jesteś? - zapytałam wstając z łóżka, a moje stopy dotknęły przyjemnego dywanu.
- Twoim najgorszym koszmarem. - znów się odezwał. Nie mogłam rozpoznać tego głosu.. Był on jakby zmodyfikowany. Jakby głos z horroru. 
Uh, nienawidzę horrorów.
- Gdzie ja do cholery jestem, wypuść mnie! - krzyknęłam histerycznie. 
BARDZO ŚMIESZNY, KUREWSKI ŻART.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki Ci nie pozwolę. - znowu ten dźwięk. Co to do kurwy nędzy ma znaczyć? Drzwi! Miałam już do nich podbiec, ale poczułam silny uścisk wokół mojej talii, który uniemożliwiał mi jakikolwiek ruchu.
- Puszczaj mnie w tej chwili, albo zrobię coś, co zaboli. - warknęłam próbując wyzwolić się z rąk nieznajomego, niestety, na marne. Podniósł mnie, po czym z dużą siłą rzucił na łóżko. Próbowałam wstać, lecz w tym samym momencie ktoś złapał moje nadgarstki, zamykając je w kajdankach.
- Co ja wam zrobiłam, błagam, wypuście mnie. - krzyknęłam próbując się nie rozpłakać. To wszystko działo się tak szybko. Pamiętam tylko jak zasłabłam w kuchni, a teraz? Teraz jestem w tym paskudnym miejscu. 
W ogóle czemu tu jestem? 
CO JA TAKIEGO ZROBIŁAM?!
- Chłopaki dość. - ktoś przerwał. Przestałam się wiercić i uniosłam głowę do góry. W progu drzwi stał chłopak. Miał na sobie obcisłe ciemne jeansy, 
biały podkoszulek, który idealnie opinał się na jego 
mięśniach i maskę. 
Tą samą co Stalker.
A jeśli on to Stalker? O co w tym wszystkim chodzi?
- Witaj Caitlin. - zwrócił się tym razem do mnie. Podszedł bliżej, a wtedy dostrzegłam coś jeszcze... Miał przymocowany mały mikrofon, który redukował mu głos, na bardziej komputerowy i... Tajemniczy? Jak widać zależało mu na tym, bym nie odkryła kim jest. Czyli musiałam go już kiedyś spotkać, skoro postanowił ukryć swój głos.
Patrzcie jaki ze mnie detektyw.
- Kim jesteś? - zapytałam i dopiero teraz zorientowałam się, jak bardzo moje ciało drży.
- Nie poznajesz mnie?
- Na pytanie nie odpowiada się pytaniem. - O tak brawo Caitlin, właśnie zostałaś przywiązana do łóżka, a zwracasz uwagę, na jakieś błędy zastosowane w dialogu. 
GRATULACJE DLA MNIE.
- Nie będę już chujem. - zaśmiał się. - Jestem Stalker. - oznajmił. Nie no poważnie? Ojej nie spodziewałam się tego. A to kurwa nowość! Chodziło mi bardziej o Twoje dane osobowe, ewentualnie numer konta i grupę krwi idioto!
- A teraz może mi powiesz co tu się do cholery dzieje? - warknęłam. Zauważyliście jak szybko zmienił się mój nastrój? Z przestraszonej, na wkurwioną. Bipolarność? Oby nie.
- Jeśli przypomnisz mi co było 2 lata temu. - zaśmiał się. Co? Co było 2 lata temu?
- To chyba raczej Ty, powinieneś mi przypomnieć.
- Możliwe. - zastanowił się chwile. Coraz bardziej mnie irytował.
-  Naprawdę nie pamiętasz? - zapytał. Gdybym wiedziała chyba bym się nie pytała no nie? Och, logika.
- Chłopaki, zostawcie nas samych. - zwrócił się do nich. Zupełnie zapomniałam, że byli w tym pokoju.
- Powiesz mi w końcu? - spojrzałam w jego stronę, gdy reszta osób opuściła pomieszczenie.
- Odrzucałaś mnie. - mruknął bardziej do siebie niż do mnie.
- Naprawdę nie rozumiem, o czym Ty mówisz. - oznajmiłam kompletnie zmieszana, pociągając za kajdanki, które bardziej wbiły się w moją skórę. 
Chciałam się stąd wydostać. 
Teraz.
- Jesteś dziwką Caitlin. - podszedł do łóżka po czym na nim usiadł. Ja? Ja dziwką? Co za pedał i psychopata!
- Nie masz prawa tak do mnie mówić, gówno o mnie wiesz. - krzyknęłam próbując opanować swój przyspieszony oddech.
- Naprawdę mnie nie poznajesz skarbie? Dwa lata temu, miałaś wszystko. Dogodne życie, pełno przyjaciół i jego. - zaczął. Ale do czego zmierzał? 
Chwila... "jego"?
- Josh. Josh Wilson. - spojrzał ma mnie. O mój Boże... Skąd on zna Josh'a? Chciałam coś powiedzieć, jednak powstrzymałam się, gdyż miałam przeczucie, że to nie koniec jego opowieść.
- Byłaś z nim szczęśliwa. Mimo Twojego młodego wieku. Jednak on był dość starszy. Wykorzystał to prawda? - zapytał, choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, wyczekiwałam dalszych jego słów.
- Zgwałcił Cię. - szepnął. Tak, miał rację. Ale skąd to wszystko wiedział? Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy. Przypomniałam sobie wszystko. 
WSZYSTKO.
- Hm, czyżby odkrył Twoją słabą stronę? - zaśmiał się. Ten cholerny, komputerowy głos odbijał się o wszystkie ściany. Mógłby mówić ciszej.
- N-nie.. - pociągnęłam nosem. Nieważne jak bardzo chciało mi się płakać, nie uronię ani jednej kropelki łzy. Nie mam zamiaru dać mu tej pieprzonej satysfakcji.
- Byłaś taka młoda. Niedoświadczona. Sam chciałbym pokazać ci ten raj, gdybym tylko mógł. - wywróciłam oczami na jego zboczony i paskudny komentarz.
- Do czego zmierzasz? - zapytałam, kompletnie zniesmaczona jego odzywkami. Dupek.
- Ale to on Ci pokazał ten raj. A może jednak to nie był raj? - spojrzał na mnie. Wiedział jak mnie zranić. - Wykorzystał to dla własnej przyjemności. Potrzebował tylko dziurki, w którą mógłby wcisnąć swojego małego przyjaciela. - zaakcentował głośno 
przedostatnie słowo. 
Uwaga. Nie. Dobrze. Mi. Po. Raz. Kolejny.
- Mimo Twojej odmowy, nie chciał przestawić tamtej nocy. - kontynuował. 
-  Zgwałcił Cię. Miałaś za sobą dokładnie 3 próby samobójcze. Po każdym zażyciu leków ktoś Cię ratował. Tak skarbie, tym kimś byłem ja. - przerwał. Dopiero teraz sobie dokładnie wszystko przypomniałam. Mama zawsze mówiła, że mam przy sobie prawdziwego anioła stróża. Był nim Stalker? Ale czemu teraz chce mi coś... No coś zrobić? To niezbyt trzyma się kupy.
- Pomogłeś mi.
- Ale teraz chce Cię zniszczyć. - zacisnął swoją prawą pięść. Czuje, że ma spore problemy z agresją.
- Dlaczego? - zapytałam lekko zmieszana. Czuje się, jakbym była w jakimś gównianym amerykańskim filmie.
- Ty zniszczyłaś mnie. Odrzuciłaś. Wyśmiałaś. Zachowałaś się podle w stosunku do mojego zmarłego ojca. - spojrzał na mnie. Gdyby nie ta maska, spiorunowałby mnie wzrokiem, przysięgam!
- O czym Ty mówisz?
- O tym, że przyczyniłaś się z jego śmierci. Jesteś suką! - krzyknął na tyle głośno, że o mało co nie rozwalił mi bębenków w uszach.
- Co? Nic takiego nie miało miejsca! - chciałam wstać, lecz przypomniałam sobie o kajdankach. Stalker, widząc moją reakcje usiadł na mnie, a konkretnie na moim brzuchu. Uwaga, drinki proszone są o wyjście górą.
- Spierdalaj, nic Ci kurwa nie zrobiłam! - przeklęłam, próbując go z siebie zrzucić lecz na marne. Podniósł rękę, po czym z całej siły wymierzył ją w mój prawy policzek. Zamilkłam. Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy. Jak on mógł mi to zrobić?
- Ucisz się suko, albo nie wyjdziesz stąd żywa. Spotka Cię ostra kara za mojego ojca. - powtórzył swój cios po czym wstał idąc w kierunku drzwi.
- Przyszykuj się na wieczór, będzie ostra zabawa. - wyszedł śmiejąc się pod nosem. O co w tym wszystkim chodzi? Nie przypominam sobie nic takiego... W ogóle, uderzył mnie? Uderzył dziewczynę? On ma zero szacunku do kobiet, nienawidzę go. Mam ochotę wybuchnąć płaczem. Jestem tutaj zupełnie sama, a co z mamą, moim bratem? Pewnie znowu się martwią. Ciągle ich ranię... Dobra Caitlin, skup się. Trzeba się stąd wydostać, nie wiadomo co ten psychol wymyślił na dziś wieczór. Spojrzałam w dół, na swoją koszulkę.
- Wsuwka! - pisnęłam z radości widząc mały przedmiot zapięty u góry białej bluzki. 
Zawsze ją tam przypinałam. Czasem przeszkadza mi grzywka, a naprawdę 
nie miałam gdzie ich trzymać. Chwyciłam ją w zęby próbując w jakikolwiek sposób odczepić spinkę. Nie ukrywam, dość sporo czasu mi to zajęło, jednak po kilku próbach w końcu ją zdobyłam.
- Dobra, co teraz? - pomyślałam na głos. W sumie nie mam żadnego planu jak stąd wyjdę. Odchyliłam głowę do góry, spoglądając za siebie. Na moje szczęście, kajdanki były bardzo blisko. Przybliżyłam usta do metalowego przedmiotu, po czym wsunęłam końcówkę wsuwki w miejsce do kluczyka. Zaczęłam kręcić spinką czekając niecierpliwie aż uda mi się z nich uwolnić.
- Nareszcie. - szepnęłam cicho słysząc charakterystyczny dźwięk otwierających się kajdanek. Wyzwoliłam z nich swoją lewą rękę i powtórzyłam czynność z rozpięciem prawej ręki. Gdy byłam już uwolniona, spojrzałam na swoje nadgarstki. Były poprzecinane i pokrwawione. Pewnie dlatego, że za nie szarpałam.
Spojrzałam na drzwi, po czym podbiegłam do nich, ciągnąc za klamkę.
- Cholera, zamknięte. - warknęłam pod nosem, po czym dostrzegłam małe okno. Niepewnie powędrowałam w jego stronę. Otworzyłam je szeroko, po czym podskoczyłam, by móc się na nie wspiąć. Przełożyłam obie nogi i z wielkim trudem, w końcu wyszłam na świeże powietrze. łatwo poszło, pomijając fakt, że okno było dość małe. Rozejrzałam się wokół siebie. Kompletnie nie wiedziałam, gdzie jestem. No trudno, lepiej stąd uciekać, zanim mnie złapią ponownie. Mimo, iż nie miałam dobrej kondycji, pobiegłam w stronę gęstego lasu ile sił w nogach. Biegłam nie wiedząc gdzie, ale coraz bardziej oddalałam się od Stalker'a. To dawało mi radość i chęć przyśpieszenia tępa. W końcu, po dość długim biegu dotarłam do pobliskiej drogi. Samochody jeździły po niej jak szalone. Próbowałam skakać, wymachiwać rękami, żeby ktokolwiek się zatrzymał. 
Jednak na marne.
- Cóż, trzeba iść pieszo. - mruknęłam pod nosem uspokajając swój oddech. Super, nawet nie wiem gdzie jestem, a muszę zapierdalać na piechotę, zanim zrobi się ciemno. Przeklęłam w myślach, idąc po lewym poboczu. Szłam coraz szybciej, gdyż chciałam zdążyć przed zmrokiem. Dlaczego to ja zawsze muszę mieć w życiu takiego cholernego pecha?

Ciemno, zimno, pada deszcz. Byłam strasznie wykończona, a na dodatek czułam, jakbym szła wieczność. 
- O mój Boże, to jakieś domy! - krzyknęłam szczęśliwa na widok kilku budynków.
Dobra no, ale co teraz? 
Mam tak po prostu wejść do kogoś i poprosić o nocleg? To szalony pomysł, ale jak widać nie mam wyboru. Pokierowałam się do najbliższego domu. 
Dom? Raczej willa! Przeczuwałam, jakbym kiedyś już tu była. 
Niepewnie zapukałam do zależnych drzwi. Osoba, która mi je otworzyła, była bardzo zdziwiona na mój widok, w sumie ja również.
- Justin?

Co ona do cholery tutaj robi? Zdaje mi się, że chłopaki powinni ją pilnować. Kurwa.
- Caitlin? - zapytałem zupełnie zdziwiony jej wizytą. Była cała przemoknięta. Jej worki pod oczami wskazywały tylko jedno - zmęczenie. W sumie się nie dziwię. Od naszej siedziby do mojego domu to kawał drogi.
- Słuchaj Justin, ja wiem, że nie przepadamy za sobą. Ale proszę Cię, mógłbyś mnie przenocować? - zapytała. 
Cholera. 
Co ja mam teraz zrobić? Zawieźć ją tam jak uśnie? 
Miała nie wiedzieć kim jestem. Miałem ją oddać do burdelu już po wszystkim. Teraz, gdy może się dowiedzieć kim jestem, na sto procent zgłosi tą sprawę do sądu. Nie jestem pewien czy to dobrze wpłynie na moją rodzinę. Ale chwila.. Jeszcze nie wszystko stracone. 
Przecież nie musi wiedzieć kim jest jej prześladowca. Schwytam ją ponownie. 
Jutro.
- Jasne, zapraszam. - uśmiechnąłem się ciepło, lecz w środku miałem ochotę ją zabić tu i teraz, za to co mi zrobiła.
- Możesz iść do góry do łazienki się osuszyć. - zamknąłem drzwi wskazując głową schody.  Caitlin rozglądała się po moim domu z rozchylonymi ustami. Była w szoku. Nie dziwię się jej. Ma mieszkanie mniejsze od mojego salonu.
- Dziękuję. - mruknęła po czym niepewnie weszła na piętro. Gdy zniknęła z mojego pola widzenia, sięgnąłem do kieszeni po telefon.
- Hej Bieber. - odezwał się Tom. Uduszę tego pedała.
- Kurwa zamknij się i powiedz mi co Caitlin robi w moim domu! - warknąłem, zaciskając lewą pięść. Między nami zapadła głucha cisza. Był, chyba, tak bardzo zdziwiony jak ja.
- Justin? - podskoczyłem na ten głos. To była ona. Miejmy nadzieję, że nie słyszała mojej  telefonicznej rozmowy.
- Znalazłaś łazienkę skarbie? - zapytałem prędko chowając telefon. Odwróciłem się do niej przodem i zamarłem. Trzymała coś, co nigdy nie powinna znaleźć. 
Jestem kurwa skończony.

CZEŚĆ KOCHANI!
PRZEPRASZAM WAS :c
(ZNOWU)

OBIECAŁAM, ŻE ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ 
WCZEŚNIEJ, ALE WYPADŁ MI BARDZO
WAŻNY WYJAZD.

DOBRA DOBRA, NIE BĘDĘ SIĘ ROZPISYWAĆ,
GDYŻ MUSZĘ JUŻ IŚĆ
(wiem, będziecie tęsknić XD)


UWAGA!

NA SAMYM POCZĄTKU, CHCIAŁAM WAS
INFORMOWAĆ Z MOJEGO TWITTERA.
TERAZ, JEST WAS JUŻ DOŚĆ
SPORO, DLATEGO ZASTANAWIAM SIĘ,
NAD ZAŁOŻENIEM
SPECJALNEGO KONTA
DO OPOWIADANIA.
BĘDĄ TAM RÓŻNE CYTATY, LUB DIALOGI
Z BLOGA, A PRZEDE WSZYSTKIM
BĘDZIECIE Z NIEGO INFORMOWANI
JEDNAK, NIE CHCĘ GO PROWADZIĆ, GDYŻ
I TAK MAM ZA DUŻO NA GŁOWIE.
TAKŻE OSOBĘ CHĘTNĄ DO PROWADZENIA
(WSPÓLNIE ZE MNĄ, WIADOMO, 
ŻE BĘDĘ TEŻ TAM ZAGLĄDAĆ)
TAKIEGO TWITTERA, PROSZĘ O KONTAKT
NA MOIM TWITTERZE @MUFFIESS.
OSOBA TA, BĘDZIE ODPOWIEDZIALNA
SZCZEGÓLNIE ZA INFORMOWANIE.


CHCIAŁABYM ZAPROSIĆ WAS NA MOJEGO ASKA,
KTÓREGO SPECJALNIE ZAŁOŻYŁAM, 
JEŻELI MIELIBYŚCIE JAKIEŚ PYTANIA:



DOOOOOOOOBRA
SKARBY WY MOJE IDĘ :c

CO JEST MAŁE ZIELONE I MA KÓŁKA?
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.


ŻABA A KÓŁKA BYŁY DLA ZMYŁKI

#SUCHAR
HAHAHAHAH PRZEPRASZAM,
ALE MUSIAŁAM.