4.12.2013

6. Czy przeprosiny odmienią wszystko?

*WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM*

Justin's POV

Zacisnąłem powieki chyba najbardziej jak potrafiłem. Poczułem mocne szarpnięcie za ramię, na co momentalnie się odwróciłem.
- Spierdalaj dobra?! - krzyknąłem na ciemno skórą dziewczynę, która najwidoczniej próbowała mnie wyciągnąć z kabiny. Odeszła bez słowa. Mój wzrok powrócił w stronę Caitlin. Leżała z zamkniętymi oczami, lekko rozchylonymi ustami, pokrwawionym nosem oraz rozdartą dolną wargą. Makijaż, który wykonała Victoria całkowicie się rozmazał, tym samym ukazując jej siniaki na policzku. Siniaki, do których przyczyniłem się ja. Myślicie, że nie boli mnie serce? To się cholernie mylicie. Rozrywa mnie od środka na ten widok. Racja, lubię jej zadawać ból, chce by poczuła jak bardzo cierpiałem przez to, co zrobiła. Ale ona jest tylko i wyłącznie moja, nikt nie ma prawa jej ranić oprócz mnie. Pewnie myślicie, że traktuje ją jak lalkę lub worek bokserski.
I macie całkowitą rację.


Caitlin's POV

Otworzyłam minimalnie powieki, próbując oswoić się ze światłem panującym w... W pokoju? Nie wiem gdzie jestem, jakoś szczególnie mnie to nie obchodziło, za bardzo bolała mnie głowa. Wiedziałam, że pójście na tą imprezę będzie totalnym błędem.
- Wstałaś? - dobiegł mnie cichy lekko stłumiony głos. Nie mogłam poznać do kogo należał. Byłam zbyt obolała, by wykonać jakikolwiek ruch.
- Dalej Caitlin, ruszaj tyłek. - poczułam lekkie poklepywanie na prawym policzku i momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej. Wyglądałam jakbym wybudziła się z jakiegoś koszmaru nocnego i może w rzeczywistości tak było? Może Bieber mi się tylko śnił, a teraz obudzę się rozłożona na moim łóżku do którego przebiegnie Cody z próbą wymuszenia śniadania?
- Lepiej się czujesz? - spojrzałam w bok za dochodzącym głosem, spotykając się twarzą w twarz z... Justin'em. Uch, czyli jednak wybudziłam się z dobrego snu i wkroczyłam do koszmaru.
- Czego chcesz? - zapytałam osłabionym głosem, choć można było w nim wyczuć ironiczny ton. Brunet momentalnie ścisnął lewą pięść, na co się wzdrygnęłam. O nie, dosyć katowania na dzisiaj.
- Skoro masz już się lepiej, może opowiesz mi co się wczoraj stało, hm?! - niemalże warknął. Aha, czyli co, to moja wina, że jestem w takim stanie? Tak? To masz zajebisty tok myślenia, Bieber. A zacznijmy od tego, czy w ogóle go posiadasz, bo o to akurat bym się kłóciła.
- Przestań być taki porywczy. - próbowałam nie wywrócić oczami, gdyż mój lekceważący gest, by go ostro wkurzył. Więc po co pogarszać sytuację? W sumie, może być jeszcze gorzej?
- Przestań być taką suką. - dodał po chwili namysłu.
- Nie jestem suką, to Tobie się jakieś pieprzone rzeczy ubzdurały i teraz muszę tu siedzieć! - krzyknęłam wyrzucają ręce w powietrze, mimo mocnego bólu na przed ramionach.
- Zabiłaś mojego ojca do cholery mam prawo Cię tu trzymać ile zechce i obiecuje, że po tych pieprzonych kilku dniach zginiesz! - zaczął histerycznie krzyczeć, wręcz nawet się drzeć. Bałam się? Cholernie. Co dziwne, jeszcze mnie nie uderzył.
- Nie zabiłam go. - powiedziałam już spokojnym głosem, próbując przestać się trząść ze strachu. Byłam spanikowana. On naprawdę ma mnie zamiar zabić? Ale tak na poważnie?
- Milcz do kurwy nędzy! - jego otwarta dłoń zetknęła się z moim policzkiem, na co upadłam całym ciałem na bok. Dotknęłam drżącą dłonią obolałego miejsca, próbując się nie rozpłakać. On nie jest człowiekiem. On jest potworem.
- Nie masz prawa podnosić na mnie głosu, jasne? - wysyczał przez zaciśnięte zęby, próbując wyrównać swój oddech. Patrząc na jego mocno spięte ciało, bałam się cokolwiek powiedzieć. Po prostu się w niego wpatrywałam i chciałam cokolwiek wyczytać z jego wyrazu twarzy.
- Powiesz mi do czego wczoraj doszło? - zapytał, a w jego głosie można było dostrzec zmianę, jednak nie do końca był to normalny ton. Zacisnęłam powieki, próbując przypomnieć sobie wczorajsze zdarzenie. Stwierdzam, że mam cholernego pecha w życiu.
- Jakiś facet, próbował się do mnie dobrać. - szepnęłam cicho, jednak jego napinające mięśnie wskazywały na to, że wszystko doskonale słyszał.
- Uderzyłam go, nie chciałam by mnie skrzywdził. Potem, on... O-on.. - mój głos zaczął drżeć, a w kącikach oczu gromadziły się słone łzy.
- Podniósł mnie i z całej siły rzucił o ścianę. Bił mnie i kopał... Kopnął mnie w twarz przez co straciłam przytomność. - nie wiecie jak to jest oberwać od kogoś. W twarz, z buta. Jest to coś tragicznego i cholernie bolącego. Do teraz boli mnie cała szczęka, aż się dziwię, że mam wszystkie zęby całe.
- Kto to był? - zapytał obojętnie, jakby moje słowa w ogóle go nie obchodziły, a przecież ja o mało co nie wybuchłam płaczem. Moje życie jest kompletnie bezsensu.
- Nie mam pojęcia. - potrząsnęłam głową rozmasowując obolały policzek. Och Justin, wyglądasz na tak cholernie zmartwionego!
Muszę w końcu opanować swój sarkazm.
- Następnym razem powiedz po prostu, 
że jesteś moją dziewczyną. - mruknął pod nosem, wywracając oczami, po czym usiadł na skrawku łóżka.
- My nie jesteśmy razem. - dodałam pewna swojego zdania. Chłopak zaśmiał się krótko spoglądając w prost na mnie.
- Sądzisz, że naprawdę tak myślę? Proszę Cię dziewczyno, ogarnij swoją wkurwiającą dupę, bo umrę ze śmiechu. - machnął lekceważąco ręką, odchodząc w stronę drzwi.
- Aha i przygotuj się zaraz będzie tutaj Dylan, musi się chłopak trochę zabawić przed Twoją śmiercią. - dokończył. Wychodząc, zatrzasnął za sobą drzwi. Czy tylko ja zrozumiałam te słowa z kontekstem "Hej zaraz przyjdzie ktoś, żeby się z Tobą pieprzyć"? Skoro tak, to definitywnie odmawiam. Czym ja sobie zasłużyłam na takie piekło? Dosyć, że prześladuje mnie ten psychol, jakiś obleśny facet pobił mnie na imprezie i teraz mam robić za dziwkę?  Może powinnam przemyśleć opcję samobójstwa? Już wolę to niż męczyć się kilka następnym dni tu, w tym domu. A skoro Bóg postanowił, bym zginęła, to chciałabym  mieć to wszystko jak najszybciej za sobą.


Justin's POV

Ledwo usiadłem przed telewizorem z puszką piwa, poczułem wibrację w tylnej kieszeni sygnalizującą połączenie. Przewróciłem oczami wyciągając telefon, po czym naciskając zieloną słuchawkę przyłożyłem go do ucha.
- Bieber, musisz wyjechać na parę dni. - odezwał się głos po drugiej stronie, a ja momentalnie
rozpoznałem swojego rozmówce.
Bob Parker.
- Po chuj? - zaklnąłem przypominając sobie o Caitlin. Przecież nie mogę zostawić jej samej, ani jej ze sobą zabrać.
- Obowiązki, musisz porwać parę dziwek do klubu, a każdy wie, że Ty jesteś w tym  najlepszy. - nie żebym się chwalił, ale miał rację.
- Cholera Bob, mam Caitlin na głowie. - warknąłem, próbując wykombinować coś, by pogodzić te dwie sprawy.
- Miałeś ją mi oddać po wszystkim, nic się chyba nie stanie, jeśli dostanę ją wcześniej.
- Ta.. Właśnie, mała zmiana planów. Dowiedziała się kim jestem. - ściągnąłem usta, wzdychając.
- Ja pierdolę, czy Ty zawsze musisz coś spieprzyć? Masz ją kurwa zabić w tej chwili i pakuj się, jutro wyjeżdżasz. - rozkazał, kończąc połączenie. Bez namysłu rzuciłem telefonem o ścianę, lecz dopiero po chwili zorientowałem się, że to był dość głupi pomysł i mógł cały popękać. Pobiegłem w stronę przedmiotu modląc się w duchu, by nic mu się nie stało. Podniosłem go oglądając dokładnie, po czym dmuchnąłem na ekran. Ani jednej rysy.
- Siema stary! - głośny krzyk sprawił, że o mało co nie wypuściłem sprzętu z rak, ponownie.
- Kurwa mać Dylan mógłbyś chociaż zapukać, a nie wchodzisz jak do siebie. - ułożyłem dłoń na klatce piersiowej, próbując uspokoić swój przyśpieszony oddech, powstrzymując się od zabicia przyjaciela. Tak, to był żart.
- Spokojnie bąbelku, nie denerwuj się tak. - przybrał dziewczęcy głos, czochrając moje włosy. Nie kurwa, wiesz ile ja robiłem tą fryzurę pedale?! Uderzyłem go w ramię, mierząc podłym wzrokiem, na co uniósł ręce w geście obronnym. Lubię go, ale czasem potrafi być irytujący, wkurwiający, dziecinny, pyskaty, dziewczęcy, ma humorki jak kobieta w ciąży, albo co gorsze, kobieta z okresem i te inne złe strony. Ale myślę, że każdy nasz przyjaciel je posiada. Dylan ma ich o wiele wiele za dużo. Zdecydowanie.
- Spierdalaj na górę do Caitlin, ja idę poprawić fryzurę frajerze. - zaśmiałem się, przejeżdżając palcami wzdłuż włosów, zmierzając ku łazienki.
- Ty w ogóle bywasz w domu Bieber? Bo ciągle widzę Cię w waszej bazie. - powędrował ze mną, lecz zatrzymał się przy schodach, wchodząc na pierwszy schodek.
- Muszę pilnować tej suki, zresztą, wszystkie chwyty dozwolone, dzisiaj i tak ją zabije. - wzruszyłem ramionami przypominając sobie moją rozmowę z Bob'em.
- Co masz na myśli "wszystkie chwyty dozwolone"? - zapytał, unosząc jedną brew do góry, chociaż i doskonale wiedział, o co mi chodziło.
- To znaczy mój drogi kolego, że możesz ją tak mocno pieprzyć, aż umrze. Wyręczysz mnie przynajmniej. - zaśmiałem się, puszczając oczko w jego stronę. Dylan bez słowa powędrował na górę, a ja kontynuowałem drogę w stronę toalety. Aż dziwię się, że nie zapytał mnie co z tymi siedmioma dniami zemsty na Caitlin. Może był tak bardzo podniecony, że przestał mnie słuchać? Tak twierdzę, że to jest możliwe.

Minęły dwie godziny odkąd Dylan poszedł "zająć się" Catt. W sumie, czułem w pewnym stopniu zazdrość. Pierwsza miłość nigdy do końca nie wygaśnie, jednak w tym przypadku jestem zmieszany. Gdy osoba którą kochasz, zachowa się w stosunku do Ciebie na tyle podle, byś ją znienawidził, to powinna dostać Nobla w kategorii fałszywszej szmaty.
- Zasiedziałeś się. - mruknąłem słysząc kroki, jednak nie oderwałem wzroku od telefonu.
- Skoro mała dzisiaj umiera, trzeba było pokazać jej niebo, gdyż zgaduję, że wyląduje w piekle. - zachichotałem na jego komentarz.
- Powiem Ci szczerze Bieber, trochę szkoda tej ślicznej buźki. - pstryknął mi palcami przed oczami, na co spojrzałem w jego stronę, chowając komórkę do kieszeni.
- W stu procentach się z Tobą zgodzę. Jednak buźka to jej jedyna zaleta. - wstałem z kanapy, podchodząc do lodówki, z której wyjąłem kolejne lodowate piwo.
- A ja tu się z Tobą nie zgodzę. Ustami działa cuda. - puścił oczko w moją stronę, zakładając swoją skórzaną kurtkę. Posłałem mu blady uśmiech, uświadamiając sobie co w tym momencie mogła czuć Caitlin. Pewnie nie trzymała się za dobrze, skoro drugi raz ją ktoś zgwałcił, bo wątpię, że robiłaby to z Dylan'em z własnej woli.
- Jutro wyjeżdżam, także dam Ci znać o której możemy się spotkać. - poinformowałem go, otwierając puszkę i opierając się o blat kuchenny.
- Spoko, do zobaczenia Biebs. - zasalutował w moją stronę, na co machnąłem ręką. Gdy zniknął z mojego pola widzenia, upiłem swój napój zastanawiając się chwilę,  jak powinienem zabić Catt. W ogóle, czy ja na pewno chcę to zrobić?
Chciałem.
Zorganizowałem to wszystko do perfekcji, by się na niej zemścić.
Twierdziłem, że gdy wymierzę broń w jej kierunku naciskając spust poczuję ulgę. Razem z nią odejdą wszystkie wspomnienia związane z tatą.
Będę mógł żyć normalnie.
Tak myślałem.
Dzisiaj?
Nie wiem.
Mogę czuć pewnego rodzaju pustkę.
Kurwa mać, dlaczego mam taki chory umysł, dlaczego nie potrafię zdecydować się na jedną rzecz. Muszę coś zrobić, muszę ją zabić, jednak nie wiem, czy ja sam to przeżyję. Moje przemyślenia przerwał głośny odgłos upadającego szkła? Chyba. Dochodził on z góry, a jak można się domyślić, z pokoju w którym była Caitlin. Bez namysłu odłożyłem puszkę, biegnąc w stronę dochodzącego hałasu i mocnym kopnięciem otworzyłem drzwi. Widok jaki zobaczyłem, kompletnie powalił mnie na kolana.
Osłupiałem.
- Caitlin? - zapytałem, chociaż nie mam pojęcia czemu. Dziewczyna siedziała na kolanach na środku pokoju. Jej ciało przeraźliwie się trzęsło, włosy przyklejały się jej do mokrych od łez policzków. Na ten widok jakoś normalnie bym zareagował, ale było coś jeszcze. W swojej prawej dłoni trzymała broń, która przylegała do skroni. Doskonale wiedziałem, że jeden strzał, a byłoby już po niej. Zabijając się, niby by mnie wyręczyła, jednak tym samym zabiłaby cząstkę mnie, która po części nie chciała jej śmierci.
- Odłóż broń. - rozkazałem, po czym powolnym i spokojnym krokiem kierowałem się w stronę dziewczyny. Ciało brunetki zaczęło coraz bardziej się trząść, powodując, że broń nie przylegała już tak mocno do jej głowy.
- Spokojn... - zacząłem podnosząc ręce na wysokość klatki piersiowej, jednak jej głośny krzyk, a zarazem płacz spowodował, że momentalnie stanąłem.
- Nie zbliżaj się do mnie! Zrobię to i nie masz prawa mi rozkazywać! - wydarła się chyba najgłośniej jak potrafiła, powodując lekkie szumienie w moich uszach. Miałem ochotę na nią wrzasnąć, jednak wiedziałem, że nie mogę bo tylko pogorszę sytuację.
- Uspokój się, nie rób tego, proszę Cię pomyśl o mamie, o Twoim bracie. - próbowałem ją uspokoić, podając właściwe argumenty. Wiedziałem, że rodzina jest dla niej najważniejsza, ale kurwa Bieber ogarnij się! Przecież chcesz, żeby ona zginęła! Sam miałeś to zrobić! Ale z drugiej strony, pęka mi serce. Nie kurwa, to chore. Czuje się jakby moje dwie strony, dobra i zła, walczyły między sobą.
- Mama.. - szepnęła, że ledwo dosłyszałem, jednak została w tej samej pozycji co wcześniej. Widząc, że patrzy w zupełnie inną stronę niż moją, wykorzystałem sytuację i podbiegłem do niej. Najszybciej jak potrafiłem, wyrwałem jej pistolet z dłoń, kopiąc go gdzieś w kąt pokoju. Dziewczyna widząc moją reakcję, zaczęła krzyczeć, coś w stylu " Nie, przestań" i próbowała doczołgać się w stronę przedmiotu. Złapałem za jej ramie, tym samym przyciągając jej ciało do mojej klatki piersiowej, po czym upadłem na kolana, trzymając ją w ramionach najmocniej jak się dało. Jakbym bał się, że gdzieś ucieknie i nigdy więcej jej nie zobaczę. Caitlin szarpała się chwilę, próbując wyzwolić z mojego uścisku, jednak gdy zrozumiała że nie da rady, po prostu się we mnie tuliła, płacząc najgłośniej jak potrafiła. Moja koszulka była zalana od jej łez i prawdopodobnie brudna od tuszu, który nie domyła po dyskotece.
- Spokojnie księżniczko. - pogłaskałem ją po włosach, próbując przerwać jej płacz, co mi zbytnio nie wychodziło.
Ja.. Ja ją przytuliłem.
Ona siedzi w moich ramionach.
I pierwszy raz w życiu, nie czuję wstrętu do niej.
Wręcz przeciwnie, chciałem, żeby zostało już tak na zawsze.
Kurwa mać Bieber, nie można tak!
- W-w-wi-em, ż-żże m-n-nni-e zz-zab-zabijesz... - próbowała mówić, łkając, co sprawiło, że zbytnio jej nie zrozumiałem. Nie odpowiedziałem, bo po części miała rację, po części nie.
- Al-e, j-jj-jaa ch-cchce iść n-nna cmenn-cment-cmentarz. - czułem się cholernie źle, widząc ją w takim stanie, ale po co w ogóle ona chce iść na cmentarz.
- Dlaczego? - zapytałem, odrywając ją od siebie, jednak moje ręce nadal były splecione wokół jej bioder. Spojrzała wprost w moje oczy, a ja mogłem dostrzec jej przekrwawione tęczówki, które wręcz krzyczały z bólu.
- Ch-chhcę p-pp-przee-przeprosić Twojego o-ojca. - powiedziała już dość spokojnie, jednak nadal to nie był ten jej szczęśliwy, czy sarkastycznie wkurwiający ton.
Stop, co ona powiedziała?
Chce przeprosić mojego ojca?
Rozchyliłem usta w lekkim szoku, nie spuszczając wzroku z jej brązowych oczu.
Pamiętacie jak mówiłem, że moja dobra i zła strona walczą między sobą?
Zgadnijcie która wygrała.


ZDZIWIENI? BO JA TAK.
JEŚLI MYŚLICIE, ŻE JUSTIN
STANIE SIĘ LEPSZY DO CAITLIN
PO JEJ PRZEPROSINACH,
TO MUSZĘ WAS TROCHĘ ZASKOCZYĆ.

A WIĘC OD 7 ROZDZIAŁU
DOPIERO ZACZNIE SIĘ PRAWDZIWA AKCJA!
BĘDZIECIE CZUĆ DOSŁOWNIE ADRENALINĘ HAHA.
NIE, JA NIE ŻARTUJĘ XD

SPRAWY ORGANIZACYJNE:

WIEM ŻE TERAZ PRAWDOPODOBNIE
DOSTANĘ OD WAS INTERNETOWEGO LIŚCIA W TWARZ.
ALE ZASTANAWIAM SIĘ NAD ZAWIESZENIEM,
LUB CAŁKOWITYM ODEJŚCIU Z BLOGA.
SĄ TO MOJE POCZĄTKOWE PRZEMYŚLENIA, 
DLATEGO NIE WIEM CZY W OGÓLE DODAM KOLEJNE
ROZDZIAŁY.

MAM WRAŻENIE, ŻE CORAZ MIEJ OSÓB TU ZAGLĄDA,
JAKBYM PISAŁA SAMA DO SIEBIE.
CO GORSZA, ZDARZAJĄ SIĘ HEJTY,
ŻE NIBY "OBRAŻAM JUSTINA"
KOCHANI, TO TYLKO FABUŁA WIĘC 
OGARNIJCIE TYŁKI :)))))

NO CÓŻ, NIE WIEM ILE  ZAJMIE MI TAKIE
PRZEMYŚLENIE. JEŚLI MACIE JAKIEŚ WĄTPLIWOŚCI,
PYTANIA, SUGESTIE, LUB PO PROSTU CHCECIE
MI COŚ NASUNĄĆ, ZAPRASZAM DO
KONTAKTU NA MOIM TWITTERZE LUB ASKU:



NA PEWNO WEZMĘ WASZE ZDANIE POD UWAGĘ.

DECYZJA NIE BĘDZIE PROSTA, GDYŻ ZWIĄZAŁAM SIĘ
Z KILKOMA FAJNYMI CZYTELNIKAMI :)
ALE JAK JUŻ MÓWIŁAM, JEST WAS CORAZ MNIEJ
(NUDZI WAS FABUŁA CZY CO, BO NIE WIEM)
KILKORO Z WAS MYŚLI, ŻE "OBRAŻAM JUSTIN'A"
TO JUŻ WGL,  PRZEPRASZAM, ALE ŚMIECHU WARTE.




MAM DUŻO NA GŁOWIE.
(JUTRO 3 SPRAWDZIANY, DLATEGO
ROZDZIAŁ TAKI KRÓTKI)


POZDRAWIAM MAŁĄ LICZNĄ OSÓB,
KTÓRA TU Z CHĘCIĄ ZAGLĄDA.
JESTEŚCIE WIELCY I BARDZO WAS PRZEPRASZAM!

*NOTKA EDYTOWANA DNIA 06.02.2014*