Caitlin's POV
Mój oddech stał się nierówny. Pewnie, że odczuwałam strach, no bo przecież nie mam pojęcia do czego ten chłopak jest zdolny.
- Co powiedziałaś? Mogłabyś powtórzyć? - a co nie dowierzasz, że jakaś laska Cię nie chce, Bieber?
- Nie mam zamiaru się powtarzać. - mimo wszystko, brnęłam dalej w te dziecinne dogryzki.
- Uwierz mi, wiele chciałoby być na Twoim miejscu.
- Uwierz mi, jakoś mało mnie to obchodzi. - zaśmiałam się krótko, a mój wzrok powędrował w stronę Ashley. Jej mina mówiła tylko jedno. Żebym w końcu przestała.
- I tak będziesz moja. - zbliżył się do mnie - Księżniczko. - dokończył szeptem prosto w moje ucho, po czym odszedł. Nie wiem gdzie i po co. Ważne, że już go nie było. Mogłam w końcu odetchnąć z ulgą.
- Ja na Twoim miejscu nie robiłabym takich głupot. - dziewczyna pokiwała przecząco głową, a jej wyraz twarzy wskazywał na to, jakby się czegoś obawiała. Ale czego...?
- Och, nie gadaj głupot Ash. To zwykły dzieciak, któremu brakuje dziwek. - machnęłam lekceważąco ręką. Impreza skończyła się około 5 nad ranem. Szczerze mówiąc, byłam strasznie wykończona, a na dodatek w domu szykowała się ostra awantura. Przecież chyba każda matka jest zadowolona, jak jej dziecko nie wraca na noc, bez powiadomienia jej, prawda?
Och, mój sarkazm powrócił.
Razem z blondynką pokierowałyśmy się do wyjścia, gdzie prawdopodobnie stał samochód, który miał odwiedź wszystkie Girl Doll do domu. Już miałam przejść przez próg tych cholernych drzwi, gdy poczułam mocne szarpnięcie za nadgarstek. Momentalnie stanęła twarzą w twarz z... Ugh, z Panem Bieber'em.
- Czego chcesz? - warknęłam na tyle ostro, że można było wyczuć moją kipiącą złość, która aż prosiła się o to, by na czymś, a raczej na KIMŚ ją rozładować.
- Nie podoba mi się sposób, w jaki do mnie mówisz. - ał, niech pohamuje adrenalinę, bo coś czuję, że będę mieć ślady na nadgarstkach od jego paznokci.
- Spieprzaj Bieber, nie mam czasu wymyślać kolejnej dobrej riposty, którą jak zwykle Cię zgaszę. - Ups Caitlin, zły ruch. Nasz seksiak troszkę się wkurzył. Po czym to stwierdziłam? Po jego gwałtownym, szybkim oddechu. Żałujcie, że nie widzicie złości wymalowanej na twarzy tego dzieciaka.
- Nie stać Cię chociaż na odrobinę szacunku, by zwracać się do mnie po imieniu? - jego głos złagodniał, co mnie zdziwiło. Jest bipolarny? Pewnie tak, i na dodatek psychiczny.
- Och błagam Cię. Szacunku uczy mnie ktoś, kto pragnie przelecieć wszystkie laski w okolicy? - parsknęłam. - Proszę, podziel się ze mną tą trzy cyfrową liczbą dziewczyn, które zaliczyłeś w tym tygodniu. - zamrugałam kilkakrotnie, posyłając mu sztuczny uśmiech. Może nie powinnam go wkurzać? Ale co mi tam, jestem pijana, nie kontroluje swojego zachowania, a kłótnia z nim to sama przyjemność.
- Zamknij tą wkurwiającą buźkę, albo zrobię to sam, w mniej przyjemny sposób. - warknął, przyciskając mnie z całej siły do ściany.
Szczerze? Bolało.
- Poważnie? Zobacz entuzjazm w moich oczach, tak, bardzo chce poznać ten sposób. - O witaj sarkazmie!
- Jak myślisz będzie bardziej gorętszy od Ciebie? Co ja wygaduje, wszystko jest bardziej gorące niż Ty. - położyłam ręce na jego torsie, po czym starałam się go odepchnąć, jednak bez skutku.
- Mała dziwka nie ma siły? Kiepska jesteś. - zaśmiał się. W sumie gdybym już miała wybierać, co mi się w nim najbardziej podoba postawiłabym na uśmiech.
Oh tak, uśmiech ma p-e-r-f-e-k-c-y-j-n-y.
- Kiepska mówisz? Na szczęście, nie musisz się o tym przekonywać. - Jaka buntowniczka! A gdzie podziała się ta niewinna, bojąca się życia dziewczyna? A tak, powróci jak wytrzeźwieje.
- Jesteś trudną dziewczyną, dlatego nie pasujesz mi na dziwkę. Ale.. lubię takie. Lubię wyznania. - przejechał językiem po dolnej wardze.
Nie-wcale-nie-wyobrażałam-sobie-tego-w-zwolnionym-tempie...
- Twoim pierwszym wyzwaniem będzie, pójście gdzieś daleko ode mnie.
- Wkurwiasz mnie. Ale jak wspomniałem wcześniej, będziesz moja. - zbliżył się, przykładając wargi do mojego czułego miejsca pod uchem. Niekontrolowanie jęknęłam, na co uśmiechnął się triumfalnie. Pieprzony debil. Bez jakiekolwiek namysłu odepchnęłam go od siebie (co tym razem mi się udało) i wybiegłam z budynku. Wsiadłam pośpiesznie do samochodu, ignorując pytające spojrzenia, skierowane w moją stronę. Ufałam tylko Ashley, dlatego nie miałam zamiaru rozmawiać z tymi wszystkimi dziwkami. Zresztą dlaczego je tak nazywam? Przecież robię dokładnie to samo co one. Cała podróż trwała dobre 20 minut. Ku mojemu zdziwieniu, nie dotarłam do domu, lecz do klubu.
- Hej Ash! - krzyknęłam widząc blondynkę, która na moje słowa podbiegła do mnie.
- Caitlin! Gdzie Ty byłaś, wszędzie Cię szukałam! - przytuliła mnie, a z jej oczu tryskała troska. Czego ona się bała do cholery?
- Bieber mnie zaczepił. Zresztą, nie ważne. Powiedz mi co się dzieje i dlaczego nie odwieźli nas do domu?
- Czego chciał? - zapytała, ignorując całkowicie moje poprzednie pytanie.
- Ach, pieprzył coś w stylu "Sprawię, że będziesz moja" - Ostatnie 4 słowa, zaakcentowałam w sposób podobny do jego głosu, po czym się roześmiałam.
Jestem taka zabawna.
- Błagam dziewczyno, powiedz mi, że nie byłaś dla niego chamska. - Czemu tak bardzo się martwiła o tego... No, nawet nie pamiętam jego imienia.
- Zależy, co oznacza u Ciebie słowo chamstwo.
- Caitlin, powiedz w końcu jak się zachowałaś! - warknęła, wyrzucając ręce w powietrze. Właściwie, to jaki ona miała problem?
- Uspokój się. To że parę razy mu się odgryzłam, to nic wielkiego. Żaden palant nie będzie traktował mnie jak dziwkę tylko dlatego, że zatańczyłam jeden pieprzony raz na jakieś imprezie, by moja rodzina miała dach nad głową! - krzyknęłam niekontrolowanie. W sumie, w ogóle nie umiałam się kontrolować w tym momencie. Za dużo wypiłam.
- Rozumiem, że to dla Ciebie ciężkie. Ale to Justin Bieber. Zawsze dostawał czego chce. - O, więc tak ma na imię.
- Jakoś szczególnie się go nie boje i proszę skończmy ten temat. Jestem strasznie podpita, wykończona i jedyne czego pragnę, to powrót do domu. - oparłam czoło o rękę, starając się uspokoić. Gdy ponownie powróciłam do rzeczywistości, moje obolałe oczy dostrzegły Bob'a. Bez jakiegokolwiek pożegnania z Ash, podbiegłam do niego o mało nie skręcając sobie kostki. Cholerne buty.
- Bob! Bob zaczekaj! - krzyknęłam, ale mężczyzna wszedł do środka. Czemu to ja zawsze muszę mieć w życiu pecha? Przecisnęłam się, przez dużą grupę osób, aż dotarłam do tego drania. Usiadł przy pobliskim barze. Był sam, także w końcu mogłam z nim spokojnie porozmawiać. Jeśli on w ogóle zna słowo "spokojnie".
- Ledwo Cię dogoniłam. Dasz mi w końcu pieniądze? - szepnęłam, po czym zdjęłam te zabójcze buty. O tak, ulga o jakiej marzyłam.
- Oczywiście Caitlin. Wystarczy, że podpiszesz te papiery, a wasz dług będzie zlikwidowany. Masz szczęście, że trafiłaś na takiego bogatego bachora. Podziękuj mu przy okazji, bo na dodatek na Twoje konto przeleje sporą sumę pieniędzy. - Czy ja śnie? Jeju, to chyba najlepsza rzecz, która dotychczas mi się przytrafiła! Moja rodzina będzie bezpieczna, a mało tego, w końcu sobie kupię coś pożądanego. Wiecie, ciuchy i te inne sprawy. Przyjście tu, to jednak nie był taki zły pomysł.
- Widzę, że głęboko to analizujesz. - Wyciągnął jakieś papierki i czarny długopis.
- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę. - Pisnęłam, na co krótko się zaśmiał. Podał mi długopis i kazał podpisać na każdej stronie. Nawet nie czytałam, co tam było napisane. Szczerze? Miałam to gdzieś. Byłam zbyt szczęśliwa, by wszystko dokładnie przeanalizować. Podpisałam.
- Miło robić z Tobą interesy Caitlin. Nasz szofer odwiezie Cię do domu. Rano możesz wypłacić pierwsze pieniądze ze swojego konta. - pożegnałam go uściskiem dłoni, po czym skierowałam się do wyznaczonego samochodu. Czego najbardziej się obawiałam? Reakcji mamy.. Podróż trwała bardzo krótko. Szłam po tych cholernych schodach aż na trzecie piętro. Dziewczyny, lepiej nie kupujcie szpilek, no chyba że chcecie cierpieć tak jak ja. Z racji tego, że nie miałam klucza, musiałam zapukać do drzwi, budząc tym samym mamę.
- Caitlin! - krzyknęła z radości na mój widok. Jej oczy momentalnie się zaszkliły, a uśmiech nie opuszczał jej twarzy.
- Dziecko drogie, gdzieś Ty była? - zapytała pociągając nosem, po czym wypuściła mnie do środka. Nasze mieszkanie nie było małe. Można powiedzieć, że było naprawdę duże, dlatego tak trudno było nam je utrzymać.
- Powiem Ci jeśli obiecasz, że nie będziesz zła. - wykrzywiłam twarz w lekkim grymasie. Mama skinęła tylko głową, czekając na wyjaśnienia. Ale w sumie co jej miałam powiedzieć?
"Hej mamo poszłam zarabiać jako dziwka, to co na obiad?"
Bezsensu.
- To zbyt trudne. - westchnęłam zaciskając oczy, w których nabierało się coraz więcej łez.
- Ja.. Poszłam do Bob'a..- z ledwością wykrztusiłam te kilka słów. Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo tego żałuję.
- Caitlin Anne Carter! Proszę, powiedz że kłamiesz! - nienawidziłam, gdy używała mojego drugiego imienia i nazwiska. To oznaczało tylko jedno... Była zawiedziona i bardzo zdenerwowana.
- Jest mi strasznie wstyd.. Poszłam tylko na jeden taniec na scenie, nic więcej. Chciałam, żebyś przestała żyć w tym ciągłym stresie. - moje kąciki oczu zaczęły wypełniać się łzami. Chciałam jak najszybciej pobiec do swojego pokoju i płakać przez kolejne 12 godzin. Może by pomogło, zresztą jak zawsze.
- Zaczekaj... - przystanęłam. Miałam już zbyt załamany wyraz twarzy, by na nią spojrzeć
- Nie robiłaś nic z tymi facetami? - zapytała, a ja wręcz mogłam wyobrazić sobie tą zbolałą minę. Troszczyła się o mnie... Kochała mnie. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo jestem wdzięczna Bogu za taką mamę.
- N-nie. - pociągnęłam nosem. - Nie zrobiłabym takiego głupstwa. To był tylko jeden taniec, a na dodatek stałam na samym końcu. - wyjaśniłam, po czym powędrowałam do pokoju. Wybrałam jakieś krótkie, szare szorty i białą podkoszulkę. Pośpiesznie powędrowałam do łazienki biorąc szybką kąpiel. Czułam się tak fantastyczne, zmywając z siebie wszystkie wspomnienia związane z tą cholerną imprezą.
- Caitlin wstawaj! - ktoś zerwał ze mnie koc, na co moje ciało oblała fala zimnego powietrza. Kto ma sumienie budzić mnie tak wcześnie rano? Oby to był jakiś logiczny powód.
- Mogłabyś pójść do sklepu? Nie ma nic na śniadanie, a ja już i tak jestem spóźniona do pracy. - Ach tak. Mama. Powolnym krokiem skierowałam się w stronę łazienki i dopiero po orzeźwiającym prysznicu troszkę się rozbudziłam. Ubrałam jakiś stary sweter, jeansy i trampki, po czym pobiegłam do najbliższego sklepu. Cody był w szkole, także do godziny 14 miałam czas tylko dla siebie. Kupiłam 3 bułki i jakąś wędlinę. Oczywiście, płaciłam z pieniędzy, które dostałam od mamy. Zarobioną gotówkę, postanowiłam odłożyć na zakupy dla mnie, mamy i Cody'iego. Bob podobno już przelał je na moje konto, które założyłam jeszcze za czasów mojego dogodnego życia.
Szłam dobrze znaną mi drogą, będąc coraz bliżej domu. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Czułam kogoś obecność. Jakby ktoś śledził każdy mój najmniejszy ruch, ale gdy się obracałam nikogo nie było. Może mam zwidy czy coś? Nieważne.. Chce jak najszybciej znaleźć się w moim łóżku i odpocząć trochę, gdyż ból głowy po wczorajszej imprezie nasilił się jeszcze bardziej. Weszłam do bloku, kierując się na swoje piętro. Wyjęłam klucze, wkładając je w srebrny zamek, lecz poczułam mocne szarpnięcie, po czym moje plecy zetknęły się ze ścianą. Skierowałam oczy, na postać stojącą niebezpiecznie blisko mnie i jedyne co chciałam zrobić to zacząć krzyczeć. Niestety nie mogłam, gdyż nieznajomy zasłonił mi usta ręką. Był strasznie wysoki! Miał obcisłe spodnie, białe trampki marki Converse, czarną bluzę z kapturem zaciągniętym na głowę i... Białą maskę na twarzy. Nie wiedziałam kim był i czego chciał. Halo, mógłby mnie puścić zanim posikam się ze strachu? Włożył rękę do kieszeni od bluzy, a przedmiot jaki z niej wyciągnął zaparł mi dech w piersiach. Scyzoryk... Czy on ma zamiar mnie zabić tym tępym gównem? Myślę, że będzie to długa i bolesna śmierć. Chłopak powoli zdjął rękę z moich warg, tym samym przykładając mi scyzoryk do gardła, na znak bym nie wołała o pomoc. Co on chciał zrobić? Kim do cholery był?! Poczułam gule w gardle, która nie umożliwiała mi wyduszenie z siebie najmniejszego słowa. Cholernie się bałam.
- Z-zo-ostaw.. - wydusiłam z siebie z ledwością, lecz mężczyzna zacisnął mocno rękę na mojej talii, dając mi znak, bym się nie odzywała. Zamilkłam.
Przeniósł narzędzie na mój lewy obojczyk, po czym przejechał po nim bardzo mocno. Poczułam ostre szczypanie i chęć rozpłakania się.
Ale nie.
Nie będę pokazywać temu idiocie, że się boję.
W ogóle jaki on miał cel?
Czemu mi to robi?
Na co mu to wszystko?
KIM BYŁ?
Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi.
- Kim jesteś? - powiedziałam drżącym głosem, gdy schował scyzoryk. Czy tylko ja nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi? Nie odezwał się. Po prostu patrzył na mnie miodowymi oczami. Tylko je było widać pod tą cholerną maską.
- Proszę powiedz mi czego ode mnie chcesz. - dotknęłam delikatnie mojego obojczyka. Tak jak myślałam, na palcach została krew. Nieznajomy wyciągnął jakąś kartkę, po czym wepchnął mi ją do kieszeni moich spodni. Chciałam ją wyciągnąć, ale zabrakło mi sił. Spojrzałam na niego, ledwo powstrzymując łzy, a on? Odszedł. Zostawił mnie z tym pieprzonym mętlikiem w głowie. Dopiero, gdy zniknął z mojego pola widzenia, sięgnęłam do kieszeni wyciągając to, co przed chwilą w niej zostawił. Zamarłam, gdy przeczytałam wiadomość nakreśloną niezgrabnym pismem. W tym momencie nie wytrzymałam. Rozpłakałam się jak małe dziecko, po czym przedarłam kartę na której pisało:
"TO DOPIERO POCZĄTEK.
Na samym początku chciałabym przeprosić was,
za tak długą nieobecność.
Musiałam dopracować bloga i inne prywatne sprawy.
ALE O TO I JEST!
Drugi rozdział, na który tyle czekaliście.
Mam nadzieję, że dalej będziecie tu zaglądać i śledzić przygody Caitlin.
Chcę wam również podziękować za tyle wejść
i komentarzy.
JESTEŚCIE CUDOWNI!
PS.
Jeśli nadal nie zapoznaliście się z prologiem,
to zapraszam do odpowiedniej karty w bocznym menu.
W razie jakichkolwiek wątpliwości, możecie
do mnie napisać.
(Kontakt w zakładce "Autorka+KONTAKT")
Kolejne rozdziały będą pojawiać się regularnie.
Bardzo zależy mi na waszej opinii!
KOCHAM WAS! x
"TO DOPIERO POCZĄTEK.
Na samym początku chciałabym przeprosić was,
za tak długą nieobecność.
Musiałam dopracować bloga i inne prywatne sprawy.
ALE O TO I JEST!
Drugi rozdział, na który tyle czekaliście.
Mam nadzieję, że dalej będziecie tu zaglądać i śledzić przygody Caitlin.
Chcę wam również podziękować za tyle wejść
i komentarzy.
JESTEŚCIE CUDOWNI!
PS.
Jeśli nadal nie zapoznaliście się z prologiem,
to zapraszam do odpowiedniej karty w bocznym menu.
W razie jakichkolwiek wątpliwości, możecie
do mnie napisać.
(Kontakt w zakładce "Autorka+KONTAKT")
Kolejne rozdziały będą pojawiać się regularnie.
Bardzo zależy mi na waszej opinii!
KOCHAM WAS! x